"Prywaciarze" zacierają ręce. Reforma edukacji działa na ich korzyść

"Prywaciarze" zacierają ręce. Reforma edukacji działa na ich korzyść

"Prywaciarze" zacierają ręce. Reforma edukacji działa na ich korzyść
Źródło zdjęć: © WP.PL
Grzegorz Burtan
06.10.2017 12:32, aktualizacja: 07.10.2017 09:45

Szkoła z impetem wchodzi w sektor IT. Już od pierwszych klas dzieci będą uczyć się programowania. Czy firmy, oferujące prywatne i pozalekcyjne kursy, mogą czuć się zagrożone?

Jeszcze niedawno programowanie i informatyka znajdowały się poza zainteresowaniem rządzących. Tymczasem doszło do pojawienia się dwóch trendów: bezdennego deficytu pracowników IT w naszym kraju i pojawienia się prywatnych szkół oraz kursów programowania.

Sytuacja niczym z podręcznika ekonomii Miltona Friedmana: pojawia się problem, analitycy biją na alarm, że z programistami jest w naszym kraju coraz gorzej (pod kątem ich liczby), a niewidzialna ręka wolnego rynku oferuje nagle rodzicom zajęcia dla siebie, jeśli chcą się przekwalifikować, lub ich pociech.

Statystki CBOS za rok szkolny 2015/2016 jasno pokazują, że rodzice nie szczędzą wydatków – pod warunkiem jednak, że są to rodzice o wykształceniu wyższym:

"W roku szkolnym 2015/2016 dodatkowe zajęcia finansuje swoim dzieciom zdecydowana większość (81 proc.) rodziców z wyższym wykształceniem. Decyduje się na to także większość rodziców mających wykształcenie średnie (60 proc.), ale * tylko niespełna jedna trzecia (31 proc.) tych, którzy mają wykształcenie zasadnicze zawodowe* i jedynie 13 proc rodziców z wykształceniem podstawowym."

Statystyka przykra, choć nie powinna dziwić – zarobki wiążą się z wykształceniem, więc popularność dodatkowych kursów u lepiej wyedukowanych wynika zarówno z ich świadomości trendów, jakie panują na rynku pracy, jak i finansowych możliwości wysłania swoich pociech na dodatkowe zajęcia.

W końcu jednak politycy nie mogli dłużej ignorować tego, że pociąg o nazwie "Nowoczesność" powoli odjeżdża Polsce z peronu. Nowa podstawa programowa, która zwiększa liczbę godzin informatyki w szkołach podstawowych z 210 do 270, wprowadza również zajęcia z programowania w stosunkowo podstawowej wersji. Jest to oczywiście krok do przodu w porównaniu do braku jakichkolwiek zajęć z tego zakresu.

Pojawia się jednak pytanie – czy skoro państwo postanowiło edukować najmłodszych w programowaniu, to na co im dodatkowe zajęcia? Czy prywatne inicjatywy mają prawo lub konieczność, by czuć się zagrożone? Z moich rozmów wynika, że nie czują się jakoś szczególnie zagrożone.

Blanka Durka po uzyskaniu dyplomu Politechniki Warszawskiej postanowiła przekazywać swoją wiedzą najmłodszym. Widząc, że brakuje odpowiedniego kształcenia w zajęciach, które mają rozwijać zdolność logicznego myślenia, założyła Rozkminki. Razem ze swoim zespołem oferują zajęcia w małych grupach, by najmłodsi mogli w meandry nauk ścisłych. Tłumaczy mi przy okazji, jakie inne motywacje stały za Rozkminkami.

- Kiedy dzieciaki po raz pierwszy idą do szkoły i spotykają się z matematyką, a później z fizyką, okazuje się, że te przedmioty są dla nich bardzo trudne – mówi. Dlaczego? - Bo są prowadzone w sposób bardzo suchy i papierowy. Trudno się dziwić, że uczniowie ich nie lubią. Więc potrzebą było to, by zanim poszły do szkoły przekonały się, że matma wcale nie jest nudna - podkreśla.

W jaki sposób można to osiągnąć? Durka uważa, że zabawą oraz doświadczeniem. - Dzięki przyrządom w postaci robotów czy klocków dziecko bawi się, nie czując, że przy okazji się uczy - podkreśla założycielka Rozkminek. Dlatego tak ważne staje się wdrażanie przeświadczenia u najmłodszych, że to, co zazwyczaj jest postrzegane jako żmudny obowiązek, wcale nie musi takie być.

- Nasza nauka bazuje na programie edukacji wczesnoszkolnej i to się sprawdza. Dzieciaki nie mają problemu z rozwiązywaniem matematycznych łamigłówek czy zagadek, a do tego trochę się poruszają – wymienia. – Szkoła niestety zniechęca do nauki, to jest wiadome nie od dziś. Zamiast na pomocach, pracuje się na kartce i ołówku. A jest udowodnione naukowo, że najlepszą formą nauki dla najmłodszych jest zabawa. Wystarczy dać im klocki czy kolorowe patyczki i już zmienia się ich podejście do edukacji – argumentuje.

Zapytana, czy czuje się zagrożona przez nową reformę edukacji, Durka odpowiada, że nie postrzega tego w ten sposób. Szkoła będzie pełnić dla niej rolę nauczyciela podstaw z danego zagadnienia, które potem będzie można rozwinąć w placówkach pokroju Rozkminek. W szkole pierwszaki nauczą się algorytmów na klockach, a na pozalekcyjnych zajęciach ułożą robota.

- Fantastycznie, że wprowadza się takie zajęcia, bo uczą zarówno abstrakcyjnego, jak i logicznego myślenia. To będzie się rozwijać w dobrym kierunku, to do nas przychodzić będzie jeszcze więcej osób, które będą chciały, by ich dzieci pogłębiały wiedzę z nauk ścisłych – podkreśla Durka.

Photon, albo robot dla najmłodszych

Nastroje u "prywaciarzy" są zatem wyjątkowo dobre. Założycielce Rozkminek wtóruje Maciej Kopczyński, jeden z twórców robota edukacyjnego Photon, który mówi mi o zaletach nauki programowania od najmłodszych lat.

- Moim zdaniem to bardzo dobre rozwiązanie. Każde dziecko będzie mogło się zapoznać się z zagadnieniem programowania. W momencie, kiedy dziecko zgłosi, że jednak chciałoby się dowiedzieć więcej, rodzice zaczną szukać szkół, które pozwolą im pogłębić temat i poszerzyć wiedzę – tłumaczy.

Photon prezentuje swojego robota w trakcie różnych dodatkowych warsztatów i seminariów dla najmłodszych, co również wpływa na ich rozpoznawalność.

- Współpracujemy z dystrybutorem, grupą MAC, która dociera do wszystkich szkół w Polsce w zakresie rozwiązania, które oferujemy. W ramach testów i pilotaży również pojawiamy się w placówkach szkolnych, gdzie robimy krótsze spotkania z dziećmi i nauczycielami, gdzie pokazujemy do czego można wykorzystać Photona – mówi Kopczyński.

Tworząc ten tekst, zastanawiałem się nad przyszłością tego typu inicjatyw. Krystian Kozerawski, bloger oraz pasjonat programowania wytłumaczył mi rozwiązanie tego dylematu w sposób godny anegdoty z Dalekiego Wschodu.

- *Jak dzieciaki grają na WF-ie w kosza czy piłkę, to szkoły sportowe nagle upadają, a na koła sportowe po lekcjach przestają chodzić? * No właśnie – stwierdza.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)