Obama podsłuchiwał, ale o tym nie wiedział

Obama podsłuchiwał, ale o tym nie wiedział

Obama podsłuchiwał, ale o tym nie wiedział
Źródło zdjęć: © mediajorgenyc / flickr.com / CC
29.10.2013 11:15, aktualizacja: 29.10.2013 12:33

Prezydent Clinton palił marihuanę, ale się nie zaciągał. Prezydent Obama podsłuchiwał, ale o tym nie wiedział. Przynajmniej tak twierdzą anonimowi przedstawiciele amerykańskiej administracji, z którymi w tej sprawie rozmawiał The Wall Street Journal.

W ostatnim tygodniu mogliśmy obserwować pewne przyspieszenie wydarzeń związanych z aferą wokół inwigilacji prowadzonej przez NSA. Głównie za sprawa Angeli Merkel, a właściwie niemieckiej prasy, która donosiła o tym, że Amerykanie mogli podsłuchiwać ich "Mutti". Podejrzenia okazały się na tyle uzasadnione, że Merkel postanowiła zadzwonić do Obamy i zapytać jak to właściwie jest z tymi podsłuchami. Dodatkowo atmosferę podgrzał Guardian, który opublikował notatkę, z której wynika, że już za czasów Busha na amerykańskim podsłuchu było co najmniej 3. przywódców państwowych. W odpowiedzi Biały Dom zaprzeczył jakoby USA podsłuchiwały aktualnie swoich sojuszników.

Niemcom i Francuzom to jednak nie wystarczyło, a ubiegłotygodniowy szczyt przywódców UE został zdominowany przez tę sprawę. Tymczasem Der Spiegel, powołując się na dokumenty wyniesione przez Snowdena z NSA, napisał, że telefon Merkel podsłuchiwany był od 200. roku, czyli trzy lata wcześniej niż została ona kanclerzem Niemiec. The Wall Street Journal twierdzi, powołując się na źródła w administracji Obamy, że operacja taka co prawda istniała, ale Obama, choć zaakceptował plan "poszerzenia inwigilacji" nie wiedział, że w jej ramach NSA podsłuchuje rozmowy przywódców zaprzyjaźnionych państw. Decyzja o tym miała zostać podjęta w NSA.

Bardzo to ciekawe, tylko trudno pogodzić to z doniesieniami Bild am Sonntag, które twierdzi, powołując się na źródła w amerykańskim wywiadzie, że Obama co najmniej od 201. roku wiedział i aprobował podsłuchiwanie Merkel. Podsłuchiwaniem tej polityk miał zajmować się tajny wydział ambasady USA w Berlinie. Sprawa jest więc rozwojowa i nawet polskie władze zadeklarowały chęć dowiedzenia się czy przypadkiem podobne praktyki nie były stosowane wobec naszego kraju.

Zabawnie jest obserwować nagłe zainteresowanie światowych polityków tą sprawą. Kiedy kilka miesięcy temu pojawiły się pierwsze doniesienia na temat szerokiej inwigilacji zwykłych użytkowników internetu, jakoś nie palili się oni do podjęcia zdecydowanych działań. Teraz, kiedy Amerykanie dali się złapać na podsłuchiwaniu polityków (ale tych "ważniejszych" - Brazylia czy Meksyk mogą się przecież wściekać do woli), zrobiła się awantura.

Wszystko fajnie, tylko co to właściwie oznacza dla nas? Pozostaje nam mieć nadzieję, że przy okazji wyjaśniania całej sprawy, decydenci przypomną sobie, że zaczęła się ona od masowego łamania przez NSA prawa do prywatności ich wyborców. I zajmą się tym problemem, a nie grą wywiadów, która trwała, trwa i trwać będzie.

Źródło artykułu:Giznet.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)