Morze Czarne pustoszeje. Rosjanie pilnują swoich okrętów
Rosja rzadziej wypuszcza z portów okręty rakietowe Floty Czarnomorskiej z powodu ryzyka ich utraty — poinformował rzecznik Marynarki Wojennej Ukrainy Dmytro Pletenczuk w rozmowie z ukraińskim Radiem Hromadske.
Rosyjskie okręty rakietowe wychodzą w morze zaledwie dwa–trzy razy w miesiącu. Dmytro Pletenczuk wyjaśnił, że dowództwo obawia się uszkodzeń jednostek i utraty zdolności bojowych. Zaznaczył, że to efekt serii ukraińskich uderzeń, po których część okrętów wracała do portów w gorszym stanie niż przed wyjściem.
Rosyjskie okręty wychodzą w morze kilka razy w miesiącu
Według rzecznika, Rosja ma ograniczone możliwości napraw w Azowsko-Czarnomorskim rejonie. Kluczowa baza remontowa znajduje się na Krymie, a Noworosyjsk dysponuje niewystarczającą infrastrukturą. Dodatkowo, jak wskazał, ustawienie okrętu w doku w Noworosyjsku jest ryzykowne, bo w razie alarmu nie da się go szybko wyprowadzić na morze.
W tych warunkach rosyjskie wojsko częściej sięga po uderzenia z użyciem pocisków balistycznych, zamiast wysyłać w morze nosicieli rakiet. Pletenczuk ocenił, że większość takich jednostek stale pozostaje w portach. Podkreślił, że wyjście na otwarte wody stało się dla nich zbyt ryzykowne.
Rzecznik poinformował, że w składzie Floty Czarnomorskiej pozostało osiem nosicieli rakiet: trzy okręty podwodne i pięć nawodnych. Dodał, że pięć dużych okrętów desantowych, wprowadzonych do Krymu jeszcze przed pełnoskalową inwazją, obecnie nie operuje. Spora część pozostałych jednostek przechodzi remonty, a te, które z nich wyszły, ponownie zostały trafione.
Pletenczuk mówił, że rosyjskie okręty po takich incydentach "wymuszenie pozostały" na miejscach postoju i "nie stanowią żadnego zagrożenia, ani żadnej wartości" dla armii. Wyjaśnił też, że okręty Floty Czarnomorskiej mają "radzieckie DNA" — nie projektowano ich do odpierania ataków, jakie Ukraina stosuje obecnie.