"Mogło dojść do katastrofy z ofiarami śmiertelnymi". Im wcześniej wiadomo o usterce samolotu, tym lepiej

"Mogło dojść do katastrofy z ofiarami śmiertelnymi". Im wcześniej wiadomo o usterce samolotu, tym lepiej

"Mogło dojść do katastrofy z ofiarami śmiertelnymi". Im wcześniej wiadomo o usterce samolotu, tym lepiej
Źródło zdjęć: © WP.PL
Adam BednarekBolesław Breczko
11.01.2018 12:52, aktualizacja: 11.01.2018 13:30

Służby ratunkowe w pogotowiu, pas pokryty specjalnymi substancjami, a nawet eskorta wojskowych myśliwców. Ostatnie awaryjne lądowanie na warszawskim Okęciu obyło się bez tych "atrakcji", ale nie zawsze pasażerowie mają tyle szczęścia. Zawsze jednak muszą liczyć na umiejętności pilotów.

Bombardier Dash Q400 awaryjnie lądował w środę o godzinie 19.18. W samolocie wysunęło się przednie podwozie, ale nie zadziałał element blokujący, przez co maszyna uderzyła dziobem w pas startowy.

- To była zwyczajna usterka. Ten typ po prostu tak ma – mówi w rozmowie z WP Tech mechanik, który na co dzień zajmuje się serwisowaniem tych samolotów.

Rzeczywiście wypadki związane z usterką podwozia w samolotach Bombardier Dash Q400 są na tyle powszechne, że dorobiły się własnej strony na Facebooku i Wikipedii. Problemy dotyczą zazwyczaj głównego podwozia, ale te związane z przednim kołem też zdarzają się nad wyraz często. W 2007 aż trzykrotnie przytrafiło się to samolotom Scandinavian Airlines (SAS). Finalnie doprowadziło to do wycofania Bombardierów Dash Q400 z floty SAS-u.

Chociaż problemy Bombardierów z podwoziem stały się internetowym żartem, są niezwykle niebezpieczne. Każde takie lądowanie może zakończyć się katastrofą, zwłaszcza gdy dotyczy to tylnego podwozia.

- Podczas lądowania samolot najpierw styka się z pasem tylnymi kołami – mówi w rozmowie z WP Tech Maciej Stroiński, dyrektor rozwoju w Air Sports Promotions. – Przednie koło dotyka ziemi, gdy samolot już zwolnił i działa na nie dużo mniejsza siła. Dlatego możemy mówić tu o pewnego rodzaju szczęściu w nieszczęściu.

Od czego głównie zależy powodzenie podczas awaryjnego lądowania?

- Najważniejszym czynnikiem jest czynnik ludzki. Czyli dobrze wyszkolony pilot, który ma doświadczenie ze szkoleń w reagowaniu na różne sytuacje awaryjne. Na koniec liczy się zachowanie zimnej krwi i czyste umiejętności pilotażu, które umożliwiają wykonanie manewru w sposób najlepszy z możliwych, tak jak to stało się wczoraj. Dzięki temu pasażerowie opuścili pokład o własnych siłach - mówi w rozmowie z WP Tech Adrian Kubicki, rzecznik prasowy LOT.

Pasażerowie wiedzieli o usterce. - Gdzieś w połowie lotu stewardesa powiedziała nam, że przednie koło może się nie otworzyć. Byliśmy świadomi, że samolot będzie tarł podłożem o pas. Załoga zachowała się bardzo profesjonalnie, pilot wspaniale posadził maszynę – powiedział reporterce Wirtualnej Polski Karolinie Pietrzak jeden z pasażerów lotu z Krakowa do Warszawy.

Skąd piloci wiedzą o ewentualnych problemach? Jak mówi w rozmowie z WP Tech Adrian Kubicki, prowadzący dysponują specjalnym systemem elektronicznego monitorowania sprawności funkcji samolotu. To właśnie on dał sygnał o usterce i pozwolił przygotować się do nietypowego lądowania oraz dał czas na poinformowanie służb na ziemi.

Byłoby znacznie gorzej, gdyby piloci o problemie dowiedzieli się dopiero przed lądowaniem. Zdaniem dr Andrzeja Majki, taki scenariusz mógł być możliwy również w tym przypadku, o czym świadczy fakt, że nie zdążono pokryć pasa startowego pianą.

- Pilot wysuwa podwozie na 2 minuty przed przyziemieniem, i prawdopodobnie dopiero wtedy zorientował się, że jest z nim problem. W tym momencie mógł zgłosić problem służbom naziemnym i kontynuować podejście. Oznacza, to że nie było czasu na pokrycie pasa startowego pianą, która ma zapobiec pojawianiu się iskier, które z kolei mogą doprowadzić do pożaru. Mogło dojść do katastrofy z ofiarami śmiertelnymi - mówi dr Andrzej Majka.

W przypadku, gdy służby naziemne mają więcej czasu, pas startowy pokrywa się "poduszką" ze specjalnej substancji gaśniczej. Jeżeli samolot ma jeszcze spory zapas paliwa, wcześniej krąży nad lotniskiem, by pozbyć się rezerw i uniknąć ryzyka pożaru. Tak było np. podczas awaryjnego lądowania Boeinga 767 Polskich Linii Lotniczych LOT w 2011 roku, kiedy maszyna lądowała “na brzuchu”.

Podczas takiego lądowania mogą pojawić się iskry, które są normalnym efektem tarcia metalu o asfalt. Przed pożarem i wybuchem chronią wspomniane “poduszki”, a także straż pożarna i służby ratownicze, które czekają w pogotowiu. Po awaryjnym lądowaniu bardzo często samolot od razu polewany jest substancjami gaśniczymi.

Awaryjne lądowanie Boeinga 767 Polskich Linii Lotniczych LOT w 2011 roku, po raz pierwszy w historii polskiego lotnictwa cywilnego bez wysuniętego podwozia, było wyjątkowe z jeszcze jednego powodu. Jeszcze na niebie pojawiła się asysta wojskowych myśliwców. Zwykle jednak wojskowi piloci wchodzą do akcji wyłącznie, gdy kontaktu z załogą samolotu nie ma lub też jest utrudniony.

W przypadku lotu ze słynnym kapitanem Wroną, decyzja o eskorcie wojska padła po dyskusji między załogą a oficerem operacyjnym. Piloci myśliwców pomogli ustalić, czy rzeczywiście podwozie się nie wysunęło, czy tylko zgłaszał taką usterkę system.

- W takich sytuacjach są dwie możliwości: samolot przelatuje nisko nad lotniskiem, a kontroler sprawdza, czy podwozie się wysunęło. Druga opcja, kiedy samolot jest daleko od lotniska i na dużej wysokości, pozwala wykorzystać wojsko, by piloci sprawdzili, jak usterka wygląda z ich punktu widzenia - tłumaczy Maciej Stroiński.

Zwykle jednak wojsko wzywane jest dopiero wtedy, gdy kontaktu z załogą nie ma albo istnieje ryzyko zagrożenia bezpieczeństwa kraju lub ludzi na ziemi. Czyli w sytuacjach, w których dochodzi np. do uprowadzenia maszyny.

Wszelkie rozważania co do przyczyn wypadku Bombardiera są w tej chwili spekulacjami ekspertów. Pełny obraz zdarzenie będzie dopiero po zakończeniu dochodzenia Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (60)