Koniec świata miał już miejsce za czasów człowieka. Miał moc 100 mln bomb atomowych
Około 75 000 lat temu w miejscu dzisiejszego jeziora Toba na Sumatrze miała miejsca potężna erupcja superwulkanu, uważana do dziś za jedną z największych w historii Ziemi. Wulkan wypluł 3 tys. km sześc. magmy i ponad 5 tys. km sześc. pyłów i popiołów. Dla porównania wulkan Mount St. Helens w amerykańskim stanie Waszyngton wyrzucił w 1980 roku kilometr sześcienny magmy.
Gigantyczna erupcja mająca moc 100 milionów bomb atomowych zrzuconych na Hiroszimę i Nagasaki doprowadziła do globalnej katastrofy, powodując tak zwaną "wulkaniczną zimę". Według dotychczasowych teorii wielka eksplozja spowodowała niemalże całkowite wyginięcie ludzkości, zostawiając przy życiu około 2 tys. ludzi w wieku rozrodczym, którzy są przodkami dzisiejszych mieszkańców Ziemi.
Najnowsze badania naukowców podważają tę tezę. Archeolodzy pracujący w punkcie archeologicznym Dhaba w środkowych Indiach analizowali 13 próbek osadów liczących 80 000 lat i sporą kolekcję artefaktów sprzed 55 000 lat z terenów otaczających wulkan.
Czytaj także: Koronawirus może zarazić nawet 70 proc. ludzkości. Ekspert tłumaczy, że to nie koniec świata
Odkryte starożytne narzędzia reprezentujące epokę kamienia są mocnym dowodem na to, że populacja ludzka była obecna w Indiach zarówno przed, jak i po erupcji wulkanu, a zatem przetrwała jedną z największych globalnych katastrof w ciągu ostatnich 2 mln lat.
- Populacja zamieszkująca Dhaba korzystała z kamiennych narzędzi, które były podobne do zestawów narzędzi używanych w tym samym czasie przez przedstawicieli Homo sapiens w Afryce. Fakt, że nie zniknęły one w czasie super erupcji wulkanu Toba oznacza, że tamtejsza populacja przetrwała katastrofę i nadal tworzyła narzędzia niezbędne do funkcjonowania - wyjaśnia Chris Clarkson, archeolog z University of Queensland.