Koniec polskiego grafenu? Nie tylko ten wynalazek udało się Polakom zmarnować

Koniec polskiego grafenu? Nie tylko ten wynalazek udało się Polakom zmarnować

Koniec polskiego grafenu? Nie tylko ten wynalazek udało się Polakom zmarnować
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe | graphene-flagship.eu
27.11.2017 09:00, aktualizacja: 27.11.2017 12:48

Co łączy format zapisu optycznego blu-ray, zderzak i grafen? Polska myśl technologiczna, która za nimi stoi, i zmarnowane szanse na światowy sukces.

Nasi naukowcy wielokrotnie stawali do wyścigu o prymat w światowym wyścigu technologicznym. Ich wynalazki nieraz zwiastowały rewolucję w elektronice, motoryzacji czy medycynie. Niestety równie często na zwiastowaniu się kończyło, a obiecujące badania grzęzły w niedofinansowanych laboratoriach i stertach papierów rzucanych badaczom pod nogi przez nadgorliwych biurokratów i polityków.

Najnowszym przykładem marnowanego potencjału polskiej myśli technologicznej jest grafen i jego "ojciec", czyli prof. Włodzimierz Strupiński. To dzięki niemu i osiągnięciom ośrodków naukowych w Warszawie i w Łodzi zaczęto o Polsce mówić, jak o europejskiej Dolinie Krzemowej.

Teraz mówi się już tylko o zmarnowanej szansie i końcu snu o technologicznej rewolucji nad Wisłą. Co stało się z polskim grafenem? Czy podzieli on los innych polskich wynalazków, które nie doczekały się realizacji lub zostały opatentowane przez inne kraje? Zobaczcie sami.

1 / 7

Grafen - bajka, która może się źle skończyć

Obraz
© Shutterstock.com | Rob hyrons

Najcieńszy, najlżejszy i najmocniejszy odkryty przez człowieka materiał, który ma zrewolucjonizować przemysł. Idealny budulec mikroskopijnych procesorów i układów scalonych, który mógłby zrewolucjonizować technologię produkcji smartfonów, telewizorów i samochodów. Co prawda odkryli go rosyjscy naukowcy, za co dostali nagrodę Nobla, ale to Polacy mieli szanse zostać liderami produkcji tego niezwykłego materiału.

Technologię pozwalającą na produkowanie taniego grafenu o najwyższej jakości opracował i opatentował zespół pod kierownictwem dr. inż. Włodzimierza Strupińskiego z Instytutu Technologii Materiałów Elektronicznych (ITME).

Dr Włodzimierz Strupiński, ojciec polskiego grafenu, został zwolniony z Instytutu Technologii Materiałów Elektronicznych, a kierownictwo największego unijnego programu badawczego poprosiło Polskę o wyjaśnienie, co dzieje się z naszym programem badawczym.

Czy to już koniec snu o grafenie nad Wisłą? Przykłady innych polskich wynalazków, które zostały zmarnotrawione, nie napawają optymizmem. Zobaczcie sami.

2 / 7

Blu-ray, czyli niebieska dioda

Obraz
© Materiały prasowe

Kolejnym przykładem zaprzepaszczenia szansy na wygraną w technologicznym wyścigu jest niebieski laser, czyli dioda zbudowana na bazie azotku galu.

Polscy naukowcy opracowali tę technologię na przełomie wieków. Rewolucyjny wynalazek znalazł uznanie w kręgach władz, ruszył rządowy program „Rozwój niebieskiej optoelektroniki", a ówczesny prezydent Aleksander Kwaśniewski kibicował "rodzącej się nowej gałęzi przemysłu w Polsce".

Niestety na tym się skończyło. Będąc jednym z nielicznych państw dysponujących technologią budowy niebieskiego lasera, nie potrafiliśmy skomercjalizować wynalazku. Zrobili to Japończycy i już na początku XXI w. wprowadzili na szeroką skalę technologię do masowej produkcji.

I dlatego filmy oglądamy dziś na odtwarzaczach blu-ray, a nie na niebieskich diodach.

3 / 7

Kryształ azotku galu i Ammono

Obraz
© Kuba Atys / Agencja Gazeta | Agencja Gazeta

Klątwa niebieskiego lasera trwa nadal, a kolejnym smutnym przykładem zaprzepaszczenia innowacji, która mogła uplasować Polskę w czołówce awangardy technologicznej, jest firma Ammono i jej patent na kryształ azotku galu.

W 2010 roku obroty spółki sięgały 1 mln euro. Perspektywy rozwoju były obiecujące. Zapotrzebowanie na światowych rynkach na płytki z kryształu azotku galu, które mają zastosowanie między innymi w technologii blu-ray, LED-ach dużej mocy czy konwerterach prądowych w autach elektrycznych, było ogromne.

Niestety, po tym, jak polscy naukowcy nie chcieli sprzedać wynalazku, odwrócili się od ich prac zagraniczni inwestorzy. Firma stanęła w obliczu upadłości likwidacyjnej.

Na zdj. Robert Dwilinski, szef firmy Ammono, wytwarzającej kryształy azotku galu.

Ratunkiem miała być państwowa Grupa Azoty, jednak polityka i idąca za nią zmiana zarządu państwowego koncernu chemicznego, ostatecznie przekreśliła szanse firmy Ammono. Zmarnowane zostały bezcenne patenty i szansa na rozwój technologii, która mogła odmienić świat elektroniki. O sprawie pisał serwis money.pl: Polscy naukowcy mieli zostać multimilionerami. Dziś walczą, żeby dzieło ich życia nie skończyło na złomie.

4 / 7

Polski Gates i jego komputer

Obraz
© Pulawysmok /wikimedia, liencja CC BY-SA 4.0 | Pulawysmok /wikimedia, liencja CC BY-SA 4.0

W czasach, gdy za oceanem twórcy Apple konstruowali kalkulatory, Jacek Karpiński, genialny inżynier elektronik i informatyk, stworzył pierwszy minikomputer - K-202. Urządzenie zostało zaprojektowane przez Polaka w latach 1970-73.

Polski komputer K-202 przewyższał prawie 100-krotnie ówczesne tego typu urządzenia. Pracował z szybkością 100 mln operacji na sekundę, czyli szybciej niż komputery osobiste wprowadzone na rynek dekadę później.

Swoim wynalazkiem Karpiński wyprzedził o dwa lata amerykańską konkurencję, co w świecie technologii oznacza wieki. Niestety, jego karierę i wynalazki przekreśliła... polityka, a dokładniej władza komunistyczna, która nie tylko nie dostrzegła potencjału w jego pracy, ale przede wszystkim szykanowała konstruktora, byłego żołnierza batalionu "Zośka".

Jacek Karpiński ostatecznie zrezygnował z prac badawczych. W latach 80 wyemigrował do Szwajcarii, gdzie kontynuował prace badawcze. Do Polski wrócił w 1990 r., był m.in. doradcą ds. informatyki ministrów Leszka Balcerowicza i Andrzeja Olechowskiego.

5 / 7

EPAR, czyli zderzak Łągiewki

Obraz
© Lukasz Giza / Agencja Gazeta | Lukasz Giza / Agencja Gazeta

Zwiastunem polskiej rewolucji, tym razem w motoryzacji, był przełomowy wynalazek konstruktora amatora, Lucjana Łągiewki. W połowie lat 90. ubiegłego wieku opracował on rewolucyjny zderzak pochłaniający energię podczas zderzenia.

Testy, podczas których Fiat 126p z prędkością 30-40 km/h uderzał w masywną przeszkodę i wychodził ze zderzenia cało, podobnie jak jego kierowca, przyciągnęły uwagę mediów. I... na tym się skończyło. Świat naukowy nie chciał uznać osiągnięć amatora i jego technologii dynamicznej absorpcji energii kinetycznej.

Wynalazca musiał sam finansować dalsze prace nad technologią, a w finale to na Uniwersytecie Cambridge opatentowano mechanizm działający identycznie jak „zderzaka Łągiewki”. Rozwiązanie brytyjskich naukowców stosowane było m.in. w bolidach McLarena w F1.

Co z polskim konstruktorem? Dzieło ojca kontynuował syn, Przemysław Łągiewka, który rozpoczął nawet spór o prawa własności do „zderzaka Łągiewki” z Uniwersytetem Cambridge. Odebrał też wiele nagród za myśl technologiczną, stworzoną w ubiegłym wieku.

6 / 7

Paliwo z CO2

Obraz
© Materiały prasowe | Materiały prasowe

Polski naukowiec w 2009 r. ogłosił, że opracował technologię wytwarzania paliwa z dwutlenku węgla. Gdy dodatkowo opublikowano obliczenia, z których wynikało, że jego finalna cena oscylowałaby w okolicy 2,5 zł za litr, wielu miało nadzieję, że niebawem Polska zmieni się w Arabię Saudyjską.

Niestety obiecujące dane z testów nie przyczyniły się do pozyskania wsparcia ani ze strony państwa, ani sektora prywatnego. Co więcej, odkrycia lubelskiego naukowca krytykowane były nawet przez rodzime środowisko naukowe.

7 / 7

Prof. Ciach i rewolucja biotechnologiczna

Obraz
© Materiały prasowe

Technologia pokrywania stentów wieńcowych warstwą wydzielającą leki, a także pokrywania cewników warstwą biozgodną, co minimalizuje ryzyko stanów zapalnych u pacjentów czy prace nad nanocząsteczkami będącymi nośnikami leków, które mogą przynieść przełom w leczeniu raka - to tylko niektóre z wynalazków profesora Tomasza Ciacha z Politechniki Warszawskiej.

Jego historia pokazuje, że Polska nie jest przyjaznym krajem dla wynalazców. Z drugiej strony polski naukowiec, jako jeden z nielicznych udowadnia, że na uczelni można robić biznes.

Nie znajdując wsparcia w państwowych instytucjach i uczelniach profesor na własne barki wziął ryzyko opracowania i wdrożenia wynalazków. Sam zakłada spółki i pozyskuje inwestorów do finansowania prac.

Tylko dzięki takiemu samozaparciu w przypadku tych rewolucyjnych, biotechnologicznych wynalazków nie mówimy wciąż o "zmarnowanych szansach".

Źródło artykułu:WP Tech
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (38)