Jak kręcono "Gwiezdne wojny"? Sztuczki sprzed 40 lat, przy których bledną komputerowe efekty

Jak kręcono "Gwiezdne wojny"? Sztuczki sprzed 40 lat, przy których bledną komputerowe efekty

Jak kręcono "Gwiezdne wojny"? Sztuczki sprzed 40 lat, przy których bledną komputerowe efekty
17.12.2015 17:30, aktualizacja: 29.12.2016 08:16

Pierwsze "Gwiezdne wojny" zrewolucjonizowały efekty specjalne. To, co teraz z łatwością osiągnąć można z wykorzystaniem zaawansowanego oprogramowania komputerowego, wymagało wtedy opracowywania zupełnie nowych koncepcji i metod ich realizacji. W jaki sposób niemal 40 lat temu osiągnięto efekty, które przeszły do historii kina?

Pierwsze "Gwiezdne wojny" zrewolucjonizowały efekty specjalne. To, co teraz z łatwością osiągnąć można z wykorzystaniem zaawansowanego oprogramowania komputerowego, wymagało wtedy opracowywania zupełnie nowych koncepcji i metod ich realizacji. W jaki sposób niemal 40 lat temu osiągnięto efekty, które przeszły do historii kina?

Jeszcze długo przed premierą najnowszej części "Gwiezdnych wojen" ich reżyser i producenci podkreślali jedno - oznaczać ona będzie powrót do klasycznych metod realizowania efektów specjalnych. Mniej sztucznie wyglądających, sterylnych efektów cyfrowych, a jak najwięcej pracy z modelami, makietami i rzeczywistymi planami. W ten sposób już na wstępie zyskiwali aprobatę i uznanie fanów. "Tego właśnie chcemy", zdawali się mówić wszyscy zainteresowani.

W czasach pierwszych "Gwiezdnych wojen" stosowane przez ich twórców metody i sztuczki były jednak ostatnim krzykiem techniki. Odpowiedzialna za nie firma Industrial Light & Magic, należąca do George'a Lucasa, dzięki gwiezdnej sadze przez długie lata była niekwestionowanym liderem w swojej dziedzinie. Dzięki jej udziałowi mogły powstać filmy takie jak "Poszukiwacze zaginionej arki", "ET", "Powrót do przyszłości" czy "Pamięć Absolutna".

Do czasu spopularyzowania efektów komputerowych metody znane z "Gwiezdnych wojen" były hollywoodzkim standardem. Teraz zaś coraz więcej filmowców i widzów mówi, że chce ich powrotu. Dlaczego? Bo nieważne, jak wielkie są umiejętności grafika 3D i stopień zaawansowania stosowanego przez niego oprogramowania, nic nie przebije nagrania czegoś, co rzeczywiście istnieje.

Filmy realizowane klasycznymi metodami pozostają ponadczasowe, podczas gdy komputerowe dodatki starzeją się już po kilku latach. Wystarczy obejrzeć klasyczne "Gwiezdne wojny" w Edycji Specjalnej, którą George Lucas wzbogacił o dodatkowe elementy generowane cyfrowo. Zrealizowane za pomocą animacji komputerowej postacie czy miejsca wyglądają nierealistycznie, odznaczają się w kadrze, od razu czuć, że coś jest z nimi nie tak.

Ale czym tak naprawdę są te klasyczne metody? W jaki sposób twórcom "Gwiezdnych wojen" udało się pokazać na ekranach wszystko to, z czego najbardziej pamiętamy serię?

1 / 5

1. Płynące napisy

Obraz
© Lucasfilm

Jeden z najciekawszych problemów, z którymi musieli się zmierzyć twórcy oryginalnej trylogii, dziś nawet nie jest postrzegany jako "efekt specjalny". Napisy płynące z dołu ekranu w górę, zmniejszające się w miarę pokonywanej odległości, to do dziś znak rozpoznawczy "Gwiezdnych wojen" i jeden z najbardziej charakterystycznych zabiegów w historii kinematografii. Tym bardziej fascynujące jest to, w jak prosty, chałupniczy niemal sposób osiągnięto ten efekt.

W oryginalnych filmach płynące napisy to tekst, wydrukowany na przesuwanej ręcznie planszy i nagrywany przez kamerę, ustawioną pod odpowiednim kątem. Na filmie można więc zauważyć jej lekkie drżenie, a szybkość przesuwania nie jest całkowicie jednolita.

W Edycji Specjalnej z lat 90. George Lucas podjął decyzję o zastąpieniu starego nagrania tekstem wygenerowanym komputerowo. Wywołało to wśród fanów olbrzymie kontrowersje. Wyraźniejsza, czytelniejsza czcionka i idealne tempo ich ruchu według wielu miłośników serii odarło tę sekwencję z jej magii. To zresztą zarzut podnoszony przeciwko znakomitej większości zmian z Edycji Specjalnej.

2 / 5

2. Bitwy kosmiczne

Obraz
© Lucasfilm

Sfilmowanie statków kosmicznych i bitew, będących integralną częścią wszystkich "Gwiezdnych wojen", było w latach 70. minionego wieku możliwe dzięki opracowanej i opatentowanej przez Industrial Light and Magic metodzie precyzyjnego, automatycznego sterowania kamerą. Wszystkie kultowe pojazdy – od X-Wingów i Tie Fighterów przez Sokoła Millenium aż po Kosmiczne Niszczyciele – były zbudowanymi przez ekipę filmową, modelami. Wrażenie ich ruchu osiągnięto precyzyjnie przemieszczając kamerę po kontrolowanych przez komputer ścieżkach.

W tym sensie więc były to jedne z pierwszych komputerowych efektów specjalnych. Od dzisiejszych różni je to, że filmowano istniejące obiekty – komputer odpowiadał jedynie za sposób ich kręcenia.

3 / 5

3. Wielkie łaziki

Obraz
© Lucasfilm

Otwierająca drugą część oryginalnej trylogii bitwa na planecie Hoth to jedna z najbardziej rozpoznawalnych scen "Gwiezdnych wojen". Monumentalne kroczące maszyny, z którymi mierzy się niewielka załoga Rebeliantów, musiały na pierwszych widzach filmu robić kolosalne wrażenie. Podobnie jak w przypadku bitew kosmicznych, również tutaj twórcy zdecydowali się na użycie modeli. Musiały być one jednak zdecydowanie większe.

Początkowo ekipa Industrial Light & Magic planowała stworzenie i filmowanie ok. 1,5 metrowego, hydraulicznego robota. Byłby on w stanie samodzielnie się przemieszczać, operatorowi pozostałoby więc już tylko nakręcenie go w ruchu. Okazało się to jednak zbyt skomplikowane i kosztowne w realizacji. Zdecydowano się więc na inne rozwiązanie – animację poklatkową.

Zbudowano kilka ok. pięćdziesięciocentymetrowych modeli – tak dużych, jak tylko było możliwe z zachowaniem możliwości łatwego manipulowania nimi przez ekipę filmową. Modele te miały ruchome części, a ich ruch fotografowano klatka po klatce, odpowiednio ustawiając nogi do każdego zdjęcia. Modele znajdowały się na tle obrazu, przedstawiającego lodowy krajobraz planety Hoth.

Przy 24 klatkach na sekundę filmu nakręcenie jednego 5-sekundowego ujęcia tą metodą potrafiło zająć cały dzień.

4 / 5

4. Miecze świetlne

Obraz
© Lucasfilm

Kolejny z elementów, bez których nie można sobie wyobrazić "Gwiezdnych wojen". Dzięki mieczom świetlnym, "eleganckiej broni na bardziej cywilizowane czasy", gwiezdna saga zyskała dodatkową nutkę romantyzmu. Najwięksi bohaterowie galaktyki nie uciekali się do metod tak barbarzyńskich, jak strzelanie komuś w twarz z broni palnej (to pozostawiono przemytniczym szumowinom, które w zależności od wersji strzelają pierwsi bądź nie).

W rzeczywistości miecze świetlne były kręcącymi się wokół własnej osi prętami, pokrytymi odblaskowym materiałem. Chodziło o to, by odbijały one jak najwięcej padającego na nie światła. Było to o tyle problematyczne dla aktorów, że podczas nagrywania scen pojedynków musieli znajdować się w bardzo konkretnie określonym obszarze. Wyjście poza niego lub ustawienie miecza pod złym kątem powodowało, że światło przestawało na niego padać. Efekt świecenia mieczy dodatkowo wzmocniono później w postprodukcji, stosując filtry barwne o charakterystyce odpowiadającej pożądanym kolorom.

5 / 5

5. Dźwięki

Obraz
© Lucasfilm

Trudno sobie również wyobrazić "Gwiezdne wojny" bez zapadających na zawsze w pamięć efektów dźwiękowych. Odgłosu włączania miecza świetlnego, przelatującego przed kamerą kosmicznego myśliwca (tak, wiemy, dźwięk nie rozchodzi się w próżni) czy wystrzału z laserowego blastera nie da się pomylić z niczym innym. I nic dziwnego. Twórcy trylogii wykazywali się niezwykłą pomysłowością w nagrywaniu odgłosów na jej potrzeby.

I tak dźwięki wydawane przez Chewbaccę nie są wbrew pozorom odgłosem przesuwanego po parkiecie krzesła. Aby mogły powstać nagrano siedem różnych rodzajów zwierząt (niedźwiedzie, lwy, wielbłądy, borsuki, morsy, tygrysy i króliki), by później miksując i łącząc je na różne sposoby osiągnąć odpowiedni ton "głosu" Wookiego. Dźwięki lecących statków kosmicznych to połączenie samochodu jadącego po mokrej nawierzchni i ryku słonia. Wystrzały blasterów powstały w wyniku uderzenia młotkiem w odciąg wieży radiowej. Oddech Dartha Vadera uzyskano, oddychając przez maskę do nurkowania.

Na osobny akapit zasługuje sposób, w jaki osiągnięto charakterystyczne brzmienie miecza świetlnego. Nie mógł on przypominać niczego, co byłoby znane widzom filmu z ich życia, twórcy musieli się więc wykazać nie lada kreatywnością. Nagrali dźwięk, wydawany przez urządzenie łączące taśmę filmową z kilkoma kinowymi projektorami naraz. Dodatkowe zniekształcenia uzyskano przez umieszczenie w okolicy odbiornika telewizyjnego. Aby zaś osiągnąć efekt przemieszczania się dźwięku podczas poruszania mieczem przez bohatera, nagrano to samo raz jeszcze, dodatkowo zmieniając pozycję mikrofonu.

_ Dominik Gąska _

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (129)