"Gadżety nie zrobią z amatora himalaisty" alarmuje TOPR. Testuje również nowatorski sprzęt

"Gadżety nie zrobią z amatora himalaisty" alarmuje TOPR. Testuje również nowatorski sprzęt

"Gadżety nie zrobią z amatora himalaisty" alarmuje TOPR. Testuje również nowatorski sprzęt
Źródło zdjęć: © WP.PL | Bolesław Breczko
Bolesław Breczko
06.12.2019 11:12

- Ratujemy coraz więcej świetnie wyposażonych turystów, którzy nie mają żadnego doświadczenia w górach. Bo zegarek z GPS-em nie zastąpi zdrowego rozsądku - mówi naczelnik TOPR, Jan Krzysztof. Ratownicy testują też nowe rozwiązanie, ale póki co jest... nielegalne.

Na grudniowej konferencji prasowej TOPR poinformował, że w ciągu ostatnich trzech lat znacznie wzrosło zainteresowanie górską turystyką zimową w polskich Tatrach. Dla ratowników Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego oznacza to, że okres od listopada do marca nie jest już "niskim sezonem".

- W Polsce i na świecie funkcjonuje od kilku lat kult trudnych warunków - opowiadał Jan Krzysztof na spotkaniu promującym inicjatywę kursylawinowe.pl. – Coraz więcej ludzi, często świetnie wyposażonych, idzie w wysokie góry bez odpowiedniego wyszkolenia i doświadczenia. Polakom często też nie wystarczają Tatry i coraz chętniej jeżdżą za granicę. Ostatnim hitem jest Kaukaz.

Są łatwo dostępne, ale śmiertelnie groźne

Łatwo dostępne i świetnie zorganizowane polskie Tatry dają Polakom poczucie, że podobne warunki panują wszędzie na świecie. Myślą, że jeśli zimą zdobywają szczyty w Polsce, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby zdobywać wyższe i bardziej egzotyczne góry.

- Wiem co się dzieje na świecie. Dostajemy sygnały m.in. z francuskich Alp czy Kaukazu o lekkomyślnych i chętnie podejmujących ryzyko Polakach – mówi Krzysztof. – Często okazuje się, że poza drogim sprzętem nie robią żadnych dodatkowych przygotowań. Nie znają numerów do lokalnych służb ratowniczych, ani nawet nie wiedzą czy funkcjonują. Np. na Kaukazie ciężko liczyć na pomoc, jeśli wcześniej się o nią nie zadbało.

TOPR pomaga nawet za granicą

Jak informuje Jan Krzysztof, Polacy za granicą chętnie korzystają z aplikacji "Ratunek" stworzonej przez TOPR i Plus do niesienia pomocy - ale tylko w polskich Tatrach. Naczelnik służby przytoczył historię polskich turystów w Gruzji, którzy nie znali numeru do lokalnych służb, więc skontaktowali się właśnie z toprowcami. Ci na szczęście wiedzieli, z kim się skontaktować w Gruzji i udało się Polakom pomóc.

Nie wiadomo, co sprawia, że nasi rodacy coraz chętnie podejmują ryzyko wyjść w niebezpieczne partie gór bez odpowiedniego przygotowania. Naczelnik TOPR podejrzewa, że może za tym stać czysta ignorancja, bo nieprzygotowani turyści zdarzają się nie tylko na szczytach Kaukazu, ale też na asfaltowej drodze do Morskiego Oka lub na szlaku na Giewont.

- Po wypadku na Giewoncie, gdzie zginęło 5 osób od uderzenia pioruna w krzyż, ludzie pytali czemu nikt nie zamknął szlaku, skoro była tak zła pogoda. Tylko, że wokół szczytu 40 minut wcześnie krążyły chmury z piorunami, a nikt nie zawracał. To, że zginęło tylko 5 osób to ogromne szczęście.

Już 2. stopień niesie śmiertelne zagrożenie

Turyści nie zdają sobie z zagrożenia, jakie stwarzają góry, zwłaszcza zimą. Np. znajomość znaczenia stopni zagrożenia lawinowego jest bardzo niska. Niedoświadczeni turyści wychodzą z założenia, że np. pierwszy lub drugi stopień zagrożenia, to tak naprawdę jego brak, bo przecież skala jest aż pięciostopniowa. Mało kto wie, że już przy drugim stopniu lawina śnieżna może zasypać turystów idących asfaltową drogą do Morskiego Oka.

- Stopnie zagrożenia są tak naprawdę 3, a nie 5. Te oznaczone numerami 4 i 5 to są już warunki katastrofalne - dodaje Jan Krzysztof. Ale na szczęście TOPR nie tylko ostrzega, ale szuka także rozwiązań.

Szpiegowski sprzęt może ratować życie

Tatrzańskie pogotowie testuje od początku 2019 roku nowatorskie urządzenie do poszukiwania osób zasypanych przez śnieg. Rozwiązanie bazuje na przechwytywaniu i namierzaniu sygnału GSM z telefonów komórkowych. Taki system nie zapewnia oczywiście 100 proc. przeżywalności, ale w pewnych warunkach może świadczyć o życiu i śmierci zasypanego.

- Gdy ratownicy przybywają na miejsce lawiny, zazwyczaj od 20 do 30 minut po zgłoszeniu, to każda minuta się liczy - tłumaczy Jan Krzysztof. – W ratownictwie przyjmuje się, że po upływie pół godziny od zasypania szanse na przeżycie spadają do 30 proc. Jeśli do tej pory zasypany nie został odnaleziony, to system poszukiwania oparty na GSM może ułatwić ten proces wskazując miejsce jej przebywania z dokładnością do kilkunastu centymetrów.

Jest jednak jeden problem. Wszelkie przechwytywanie sygnału z telefonu komórkowego jest nielegalne (tzw. IMSI Catcher)
. Korzystać mogą z tego wyłącznie służby wywiadowcze, bo jest to praktycznie podsłuchiwanie telefonu komórkowego.

Żadne cywile służby ratownicze na świecie nie korzystają z tego rozwiązania. Zdarza się to jedynie w przypadkach, gdy ratownicy są jednocześnie członkami służb. Ma to miejsce np. w Szwajcarii, gdzie służba ratownicza znajduje się w ramach wojska.

Potrzebna zmiana przepisów

TOPR ma pozwolenie od Urzędu Komunikacji Elektronicznej na testy do 17 grudnia, ale stara się o ich przedłużenie. Nawet jeśli testy zakończą się sukcesem, a urządzenie okaże swoją funkcjonalność, to TOPR nie będzie mógł go używać.

- Wymagana jest zmiana legislacji, bo na razie to po prostu nielegalne nawet dla ratowników górskich – tłumaczy Krzysztof. – Oczywiście chcielibyśmy móc go używać, ale jeszcze bardziej chcielibyśmy, żeby wypadków było mniej. W tym niestety żadne urządzenia, systemy ani gadżety nie pomogą. Potrzeba jest edukacja i zdrowy rozsądek.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (7)