Dwa niezwykłe statki. Wyglądają zwyczajnie, ale nikt ich nie może namierzyć

Dwa niezwykłe statki. Wyglądają zwyczajnie, ale nikt ich nie może namierzyć

Dwa niezwykłe statki. Wyglądają zwyczajnie, ale nikt ich nie może namierzyć
Źródło zdjęć: © motorship.com
10.04.2016 11:54, aktualizacja: 12.04.2016 11:00

Każdy statek (poza okrętami wojennymi) wyposażony jest w nadajnik, które umożliwia dokładne namierzenie jego pozycji - te dwa mają je wyłączone. Żaden statek, poza tymi zapuszczającymi się w lody Antarktydy i Antarktyki nie ma specjalnie wzmocnionych burt - te dwa mają. Żaden cywilny statek nie jest uzbrojony - te dwa są. Po co? Przewożą szczególnie cenny ładunek. Nie jest to ani broń, ani złoto, ani diamenty, ani żadne inne kosztowności. Za ich ładunek oddaliby natomiast wiele terroryści.

Pacific Egret i Pacific Heron to z pozoru statki, które nie wyróżniają się niczym szczególnym. Na pierwszy rzut oka wyglądają tak, jak wszystkie podobne do nich jednostki handlowe pływające pod banderami całego świata. Jednak niewinny wygląd skrywa dużo więcej, niż widać na pierwszy rzut oka. Obie jednostki posiadają podwójne systemy nawigacji i łączności (awaria jednego z nich automatycznie uruchamia system zapasowy), podwojone silniki, podwójne stery i śruby napędowe, zapasowe generatory prądu, wzmocnione 2. mm stalą burty zabezpieczające przed kolizją i staranowaniem, podwójny, wodoszczelny kadłub, wzmocnione grodzie powodziowe czy też niemal pancerne pokrywy przedziałów ładunkowych. Do tego dochodzi uzbrojenie. Wiadomo, że statki posiadają działka oraz stanowiska przeznaczone do szybkiego montażu karabinów maszynowych. Ani armator, ani producent nie ujawnia bardziej szczegółowych danych, jednak podkreśla się, że widoczne z zewnątrz uzbrojenie nie jest jedynym, które oba statki mogą wykorzystać do obrony
przed atakiem. Po co to wszystko? Statki przewożą materiały, z których można wyprodukować ogromne ilości brudnej broni – wzbogacony uran oraz pluton. Gdyby ich ładunek dostał się w niepożądane ręce oznaczałoby to nie lada problem dla całego świata. Do tego dochodzi masa przewożonego ładunku – jest to kilkaset kilogramów. Z takiej ilości można zbudować kilka sporych bomb atomowych lub kilkanaście mniejszych.

Obie jednostki są stosunkowo młode. Heron został zwodowany w roku 2008. a Egret w roku 2010. Zbudowano je japońskiej stoczni Mitsui dla firmy Pacific Nuclear Transport, która zajmuje się transportem materiałów rozszczepialnych. Od początku projektowano je tak, aby wszystkie kluczowe systemy były zdublowane, a także aby zminimalizować ryzyko przedostania się materiałów rozszczepialnych do środowiska. Każdy z nich mierzy niespełna 104 metry długości, 17 metrów szerokości , rozpędza się do prędkości 14 węzłów i jest w stanie pomieścić 20 specjalnych kontenerów z produktami radioaktywnymi. Oprócz wyjątkowych zabezpieczeń statki obsadzane są specjalnie dobraną załogą, która musi spełniać dużo wyższe wymogi wykształcenia i stażu, niż to jest wymagane w klasycznej flocie handlowej.

Obie jednostki wypłynęły przed kilkoma dniami w rejs, który miał pozostać całkowitą tajemnicą. Tylko dzięki japońskim organizacjom pozarządowym wiemy, że oba statki wyruszyły w podróż z portu Tokai, a ich miejscem docelowym są Stany Zjednoczone. Trasa, którą będą płynąć jest ściśle tajna, dlatego właśnie wyłączono wszystkie lokalizatory i nadajniki. Można się jedynie spodziewać, że jednostki celowo będą omijać utarte szlaki, często tym samym wydłużając drogę. Przewidywany czas rejsu to około dwa miesiące. Nic w tym jednak dziwnego, ponieważ według analizy Greenpeace jest to największy transport materiałów rozszczepialnych od 199. roku. Na pokładach ma się znajdować około 330 kg wojskowego plutonu, a także wysoko wzbogacony uran w nieznanej ilości.

Skąd cały transport? Na świecie istnieje zaledwie kilka miejsc, w których można przerobić wojskowy pluton na paliwo do reaktorów jądrowych –. tak zwany MOX. Po zamknięciu specjalistycznych zakładów w Wielkiej Brytanii i Belgii tylko Francuzi i Amerykanie są w stanie dokonać stosownych modyfikacji plutonu łącząc go z uranem i w ten sposób zasilać reaktory cywilnych elektrowni. Moce francuskiego zakładu są ograniczone, dlatego postanowiono przewieźć zapasy do USA. Po drugie, transport wynika z umowa zawartej pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i Japonią. USA wypożyczyły pewną ilość materiałów rozszczepialnych Japończykom i nadszedł czas ich zwrotu. Transport wykonywany jest na zlecenie amerykańskiego rządu i agencji atomistyki USA.

Leszek Pawlikowski

Źródło artykułu:WP Tech
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (75)