Podczas triatlonu w zachodniej Australii jeden z dronów wykorzystywanych do filmowania wydarzenia spadł nagle na ziemię raniąc biegaczkę. Wiele się mówi o militarnym wykorzystywaniu bezzałogowych pojazdów latających, ale do tej pory temat zagrożenia, jakie mogą stwarzać podczas pokojowych imprez pozostawał przemilczany. Czy słusznie?
Jak podaje australijska telewizja ABC, jeden z dronów należący do firmy New Era Photography and Film filmował triatlon Endure Batavia, gdy nagle pilot stracił kontrolę nad maszyną, która runęła na ziemię. Spadająca maszyna spowodowała obrażenia u jednej z biegaczek. Na zdjęciu wyraźnie widać, że triatlonistka Raija Ogden została ranna w głowę - jak twierdzi, uderzył ją właśnie spadający dron. Opowieść sportsmenki różni się jednak od zeznań świadków, którzy twierdzą, że maszyna upadła przed biegaczką, a ta zaskoczona po prostu się przewróciła.
W tle wypadku pojawia się również wątek hakerski. Właściciel firmy, do której należy feralny dron twierdzi, że pilot utracił zdalną kontrolę nad maszyną w wyniku ataku hakerskiego. Miał on rzekomo polegać na nagłym zakłóceniu transmisji między bezzałogowym pojazdem, a znajdującym się na ziemi pilotem. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że firmie grozi proces oraz, jak się później okazało, że nie miała ona pozwolenia na komercyjną obsługę triatlonu, trzeba tłumaczenia właściciela maszyny traktować z dystansem.
Bez względu na to czy bezzałogowy pojazd uderzył uczestniczkę zawodów bezpośrednio, czy też spowodował, że się ona potknęła i to było przyczyną obrażeń, należy zadać pytanie o bezpieczeństwo wprowadzania bezzałogowych pojazdów do przestrzeni publicznej. Jest to o tyle istotna kwestia, że kolejne firmy chcą wykorzystywać drony do świadczenia komercyjnych usług: od filmowania i fotografowania, po dostarczanie przesyłek. Nikt jednak nie skontrolował do tej pory bezpieczeństwa stosowania tych maszyn, a jak widać konieczność unormowania tej kwestii jest niezwykle istotna.
