Creek Evolution 50A - test wzmacniacza zintegrowanego

Creek Evolution 50A - test wzmacniacza zintegrowanego

Creek Evolution 50A - test wzmacniacza zintegrowanego
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
27.11.2013 14:30, aktualizacja: 27.11.2013 15:18

Creek Evolution 50A to wzmacniacz zintegrowany w rozsądnej cenie. Czy taka propozycja zadowoli wymagającego słuchacza? Sprawdźmy.

Wszystko się zmienia, a jednak pozostaje takie samo, nieprawdaż? Cóż, zwykle tak. Cofnijmy się o 3. lat – wówczas, podobnie jak dziś, na rynku było sporo solidnych wzmacniaczy takich firm, jak NAD, (Mission) Cyrus czy Creek, które kosztowały równowartość tygodniowej wycieczki do ciepłych krajów. W tamtych czasach ich design mocno kontrastował z mainstreamowymi integrami od Sony, Pioneera i Akai, które były zbudowane jak przysłowiowy czołg, a ich fronty zdobiło mnóstwo przycisków. Brytyjskie wzmacniacze jak ognia wystrzegały się fantazyjnego, cieszącego oko designu rodem z Japonii. W zamian oferowały wysokiej klasy komponenty pasywne, stosowane w maksymalnie uproszczonych układach, których zadaniem było jak najszybsze dostarczenie sygnału z jednego końca wzmacniacza na drugi - tak, by był on w jak najmniejszym stopniu narażony na zakłócenia, zniekształcenia etc. A Creek był mistrzem w tej dziedzinie. Ich CAS4140 (wersja modelu 4040 bez regulacji barwy) oferował bardzo przyjemny dźwięk i był jednym z lepszych
wzmacniaczy na rynku, nawet uwzględniając bardziej kosztowne konstrukcje dzielone. Oferował delikatnie ocieplony, ale dobrze kontrolowany, detaliczny i muzykalny dźwięk, znacznie lepszy niżby na to wskazywała jego cena.

Pełne trzy dekady później nowa integra, Evolution 50A, próbuje nawiązać do tamtych tradycji dobrego dźwięku, oferując jednakże znacznie więcej niż tylko wysokiej klasy brzmienie. W latach 80. zastosowanie takich rzeczy, jak wyświetlacz alfanumeryczny, pilot zdalnego sterowania, elektroniczne przełączanie czy tylne podświetlenie płyty frontowej wzmacniacza było niemal niemożliwe – a nawet gdyby producent wymyślił, jak je zrealizować, to wszystkie te elementy zostałyby odebrane jako próba zatuszowania kiepskiego brzmienia. Dziś natomiast zastosowanie tych elementów nie stanowi żadnego problemu, a może jednak? Umiarkowana cena za ten wzmacniacz, rzędu 3300 zł, jest w zasadzie odpowiednikiem (po uwzględnieniu inflacji) ówczesnych cen budżetowych produktów Creeka. A przecież prezentowany model to nie jest „tylko” integra. To wzmacniacz o budowie modułowej, do którego można dodatkowo zamontować jeden z trzech przedwzmacniaczy gramofonowych (MM o wzmocnieniach: 40, 48, 54 dB lub wersję MC). To jeszcze nie wszystko.
Do wyboru jest także moduł tunera Ambit FM/AM (ok. 550 zł), a nawet opcjonalny moduł sterowania podczerwienią (za ok. 150 zł). Creek zapowiedział, że niedługo oferta powiększy się jeszcze o moduł DAC-a.

Opisywany wzmacniacz jest bardzo przyzwoicie wykończony jak na swoją cenę, choć nie ma tak atrakcyjnego wyglądu, jak jego bezpośredni konkurent, Cyrus 6a. Urządzenie umieszczono w typowo brytyjskiej obudowie ze stali, a klient ma możliwość wyboru koloru frontu –. czarnego lub srebrnego –wykonanego z grubego aluminium. Podświetlone przyciski są atrakcyjnym dodatkiem do płyty czołowej, zwłaszcza w połączeniu z ładnym wyświetlaczem typu OLED (Organic Light Emitting Diode), którego jasność można regulować, z całkowitym wyłączeniem włącznie. Summa summarum to po prostu całkiem ładne, cieszące oczy urządzenie.

Jak należało oczekiwać po produkcie szanującej się marki, w środku znajdziemy spory, bo 200. transformator toroidalny, z osobnymi odczepami dla wysoko- i niskoprądowych układów analogowych oraz cyfrowych. W zasilaniu użyto pracujących równolegle mniejszych kondensatorów wygładzających, co według Creeka lepiej sprawdza się w relatywnie małych wzmacniaczach, dając w efekcie potężniejszy dźwięk. Co dość niezwykłe, dyskretny układ Davida Gamble’a pracujący w klasie AB wykorzystuje high-endowe bipolarne tranzystory w postaci pary Sankenów STD-03. Według producenta taki układ oferuje wysoką wydajność prądową i niską impedancję wyjściową. Sekcję przedwzmacniacza oparto na module Japan Radio Corp. Oferuje ona zarówno zbalansowane, jak i niezbalansowane wejścia – o ile kilka wejść RCA nie jest niczym niezwykłym we wzmacniaczu z tej półki cenowej, o tyle wejście XLR jest prawdziwą rzadkością. Sekcja przedwzmacniacza obejmuje oczywiście regulację głośności, ale także barwy oraz balansu między kanałami. Dodatkowo
przedwzmacniacz można pominąć, jeśli np. chce się używać DAC-a z wbudowaną regulacją głośności. Niestety Creek nie produkuje już samodzielnych tunerów FM, ale posiadacze tej integry mogą za stosunkowo niewielką cenę dokupić moduł tunera i, z tego co powiedział mi Mike Creek, ów moduł jest czymś więcej niż tylko gadżetem, jako że oferuje bardzo przyzwoitą jakość. Do kompletu z integrą dostajemy także pilota zdalnego sterowania.

Jakość brzmienia

Zważywszy, iż 50. dysponuje mocą zaledwie 55 W (przy 8 Ω), nikomu nie grozi raczej spalenie cewek w głośnikach. Proszę się jednak nie zrażać tą wartością, bo nie sama moc wzmacniacza decyduje o tym, jak głośno zagra cały system. Drugą część równania stanowią bowiem kolumny, a wśród obecnie oferowanych można znaleźć wiele modeli o skuteczności 90 dB i więcej, którym potrzeba naprawdę niewielu watów, by narobić hałasu. Na potrzeby tego testu zestawiliśmy Creeka ze znakomitymi Spendorami D7, które stanowiły dla niego łatwe obciążenie. Po kilku dniach wygrzewania nowy Evolution 50A pokazał, że ma do zaoferowania więcej, niż można się było spodziewać po jego cenie. Nawet znakomity Cyrus 6a, który przecież niedawno zwyciężył w naszym teście grupowym wzmacniaczy, nie wypada aż tak dobrze na tle Creeka. Dostajemy bowiem bardzo czysty i otwarty dźwięk, czyli taki, jakiego należy oczekiwać po dobrym tranzystorze, ale Creek unika pułapki, w jaką wpada wiele innych wzmacniaczy, które brzmią zbyt analitycznie lub zbyt
sucho. Zbudowanie przyzwoitego wzmacniacza tranzystorowego nie jest trudnym zadaniem, ale zbudowanie takiego, który zabrzmi więcej niż przyzwoicie, jest prawdziwym wyzwaniem, z którym Creek najwyraźniej bardzo dobrze sobie poradził. Dla przykładu kawałek „Whatever, Whenever” kapeli Groove Armada został pokazany w zaskakująco transparentny, detaliczny, finezyjny wręcz sposób, a jednocześnie bardzo muzykalny i rytmiczny. Wzmacniacz świetnie kontrolował dużą, „tłustą” gitarę basową, sprawiając, że można ją było także poczuć, a nie tylko usłyszeć, jednocześnie dbając o to, by bas nie zaczął dudnić, by nie był podbijany. Idąc w górę pasma, Creek zaserwował pełną, ekspansywną średnicę, którą dało się studiować warstwa po warstwie, oczywiście jeśli taka była wola słuchającego. Ja mimowolnie skupiałem się na brzmieniu syntezatora, ale gdy tylko to sobie uświadamiałem, nie miałem problemu z przeniesieniem uwagi na elektroniczny podkład i rytm.

Obraz
© (fot. Materiały prasowe)

Bardzo fajnym aspektem dźwięku Creeka okazała się jego stabilność. Nie robiła na nim wrażenia właściwie żadna muzyka, nawet stary kawałek progresywnego rocka w postaci „Nine Feet Underground”. zespołu Caravan. To bardzo gęsty kawałek z mnóstwem intensywnego gitarowego grania, mocnej pracy perkusji oraz pięknie prowadzonej linii basu – a to wszystko okraszone jest dodatkowo nieco ostrawo brzmiącymi organami elektrycznymi. Evo 50A wszystko pięknie poukładał w przestrzeni, pozwalając, by każdy element muzyki funkcjonował samodzielnie, nie wpływając na inne i nie ulegając ich wpływom. I choć Creek bardzo dobrze kontroluje każdy aspekt muzyki, to jednocześnie pozwala poszczególnym elementom znakomicie współistnieć i współbrzmieć, a muzyce swobodnie płynąć do uszu słuchacza. Mocną stroną tego urządzenia jest także prowadzenie rytmu. Może to nie poziom najlepszych wzmacniaczy lampowych, ale robi to na tyle dokładnie i płynnie, że nawet nieco luźno prowadzony rytm klasycznych kawałków z lat 70. brzmiał po prostu
tak, jak powinien. Od strony balansu tonalnego na pewno nie nazwałbym tego brzmienia rozjaśnionym – nie ma tu owej podbitej/rozjaśnionej górnej średnicy, która jest częstą dolegliwością wśród podobnie wycenionych wzmacniaczy. Niedawno testowałem imponujący wzmacniacz Pioneer A-70, ale choć przyjemnie wspominam czas z nim spędzony, wiem już, że nie należy go zestawiać z ofensywnie grającymi źródłami i kolumnami. Creek wydaje się oferować lepiej zbalansowany, cudownie spójny dźwięk, który nie wymaga kompensowania go innymi elementami systemu. Myślę, że wzmacniacz ten można by wstawić do budżetowego systemu i dzięki temu uzyskać dźwięk, którego dałoby się słuchać z przyjemnością. Nie dlatego, że gra płaskim, suchym dźwiękiem, ale dlatego, że gra dźwiękiem prawdziwie neutralnym. Na przykład „In Dub” Kwesi Johnsona to piękne, rytmiczne reggae z początku lat 80., ale nagranie to nie należy do najgładszych, jakie znam, a Creek wyciąga z niego wszystko, co tylko się da, bez eksponowania wyraźnego rozjaśnienia tego
kawałka. Gdy z kolei przychodzi do nagranego w latach 70. „Solsbury Hill” Gabriela, które zwyczajowo brzmi zdecydowanie zbyt ciemno i brakuje mu klarowności, Creek potrafi wydobyć z niego to, co najlepsze, najważniejsze w tej muzyce.

Taki sposób traktowania różnych nagrań bez uwydatniania ich słabych stron połączony z brakiem podbarwień jest naprawdę rzadkością na tej półce cenowej i nie daje potencjalnemu klientowi najmniejszego powodu do szukania wymówek, by tego urządzenia nie kupić. Creek bardzo dobrze spisywał się z kosztującymi ponad 1. tys. zł kolumnami Spendora, a system zagrał jeszcze lepiej, gdy jako źródło wpiąłem kosztujący blisko 40 tys. zł DAC dCS Debussy. To wcale nie znaczy, że do osiągnięcia dobrego dźwięku potrzebne jest tak wyszukane i drogie towarzystwo. Wystarczy kosztujący nieco ponad 3 tys. Audiolab M-DAC i para Acoustic Energy 301 za 2 tys., by system już dawał ogromną radość ze słuchania muzyki. Wrodzony neutralny balans tonalny Creeka sprawia, że potrafi on zagrać właściwie każdą muzykę w satysfakcjonujący sposób, czy to będzie Mozart, czy Morrissey.

Cechą, która świadczy o klasie dowolnego wzmacniacza, jest jego uniwersalność. Dla Creeka nie miało żadnego znaczenia, jaki rodzaj muzyki musiał grać, nawet jeśli był to klasyczny ciężki rock albo „Streetlady”. Donalda Byrda. To znakomity przykład pochodzącego z wczesnych lat 70. rzadkiego groove/jazz funku wydanego przez label Blue Note (co samo w sobie mówi bardzo wiele). Evolution 50A zaprezentował swoją wrodzoną muzykalność, popartą szeroką i głęboką sceną (jakiej należy oczekiwać po klasycznym, analogowym nagraniu), na której poszczególne instrumenty zostały rozlokowane z dużą precyzją. Creek z jednej strony dbał, by do przekazu nie wkradał się bałagan, ale jednocześnie pozwalał muzyce naturalnie płynąć, oddychać, dzięki czemu brzmiała ona naturalnie czy wręcz organicznie. Jest to także mocną stroną Cyrusa, ale Creek absolutnie mu nie ustępował w tym zakresie, oferując dodatkowo nieco większą detaliczność oraz bardziej przejrzystą, otwartą scenę.

Skoro wszystko jest tutaj takie znakomite, to właściwie dlaczego ktokolwiek miałby kupować jakikolwiek droższy wzmacniacz? Cóż, Creek nie jest uniwersalnym panaceum na doskonały dźwięk i nawet jeśli jest w stanie zawstydzić klasą brzmienia kilka nawet dwa razy droższych konstrukcji, to jednak nie oczekujmy, aby w tej cenie był ideałem w kategoriach absolutnych. Przydałoby się nieco więcej uderzenia/impulsu w basie, który co prawda schodzi dość nisko, jest konturowy, ale nie ma takiego „wykopu”, jaki oferują wzmacniacze z najwyższej półki. Na wysokich poziomach głośności oraz przy crescendo, kiedy dużo złożonych rzeczy dzieje się w muzyce naraz, co mocno obciąża zarówno same tranzystory w końcówce mocy, jak i ich zasilanie, Creek zaczyna się nieco gubić. Kawałek „The Squonk”. Genesis imponował co prawda detalicznością niskich tonów, ale gdy Collins zaczynał „dawać po garach”, dodając do tego popisy wokalne, Evolution 50A zaczynał mieć problemy. Rzecz oczywiście nie w jakimś dramatycznym pogorszeniu się
brzmienia, ale raczej w utracie pełnej kontroli i w lekkim odchudzeniu tego zakresu, co przypomina od razu, że w końcu ten wzmacniacz dysponuje zaledwie 50 W mocy. Podobnie wygląda to w aspekcie transparentności dźwięku Creeka. Jak na cenę tego urządzenia jest ona znakomita, ale nie na tyle dobra, by pokazać znakomicie zarejestrowaną akustykę wielu bardzo dobrze zrealizowanych nagrań muzyki klasycznej. Słuchanie SACD Esoterica z fantastycznym „Koncertem Fortepianowym Op.20” (Curzon, English Chamber Orchestra) było niezwykle wciągającym doświadczeniem, jako że Creek zapewnił bardzo czysty i wyrafinowany dźwięk, ale mimo to miałem wrażenie, że lokalizacja poszczególnych instrumentów nie była tak precyzyjna, jak powinna, a gdzieś z tyłu sali koncertowej dźwięk zaczynał się jakby „kłębić”. Nie było tu także tak dobrze oddanej otoczki akustycznej, atmosfery nagrania, jak oczekiwałbym po najlepszych wzmacniaczach. Trzeba jednak zauważyć, że jest to jedno z najlepszych nagrań, jakie znam i stanowi ono nie lada
wyzwanie nawet dla dużo droższych wzmacniaczy niż testowany Creek. Na pewno nie będzie to czynnik zniechęcający kogokolwiek, kto szuka rozsądnie wycenionego wzmacniacza, bo po takim po prostu pewnych rzeczy nie można oczekiwać. Tym bardziej, że jakość brzmienia oferowana przez 50A jest więcej niż dobra, więc przypadnie do gustu większości osób. Co więcej, Creek potrafi się obronić nawet w sytuacji, gdy stawia się przed nim zadania wydawałoby się ponad jego siły – nawet wówczas stara się, by prezentacja nie była katastrofą, nawet jeśli nie brzmi do końca tak, jak powinna. Na dobrą sprawę jest w stanie zagrać każdy rodzaj muzyki w płynny, rytmiczny sposób, prezentując mnóstwo detali oraz nieco zaskakującą finezję.

Podsumowanie

To jeden z najlepszych wzmacniaczy zintegrowanych na rynku w swojej klasie cenowej. Creeka Evolution 50. można rozbudować także o dodatkowe opcje – tuner radiowy, a wkrótce także o przetwornik cyfrowo-analogowy. Dodajmy do tego jeszcze regulację barwy oraz bardzo poręcznego pilota zdalnego sterowania, obejmującego funkcję „mute”. Jakość wykonania jest bardzo przyzwoita. Dodatkowym, fajnym elementem, jest OLED-owy wyświetlacz. Można odnieść wrażenie, że inżynierowie Creeka projektując to urządzenie, przewidzieli, co może się spodobać takim recenzentom jak ja. Świetne brzmienie, imponująca specyfikacja i bardzo porządne wykonanie – nie ma się do czego przyczepić. Moim zdaniem Creek Evolution 50A powinien trafić na waszą listę wzmacniaczy do odsłuchu – jest spora szansa, że jego zakup pozwoli wam uzyskać brzmienie zdecydowanie lepsze niż dotychczas!

David Price

Plusy: Detaliczne, muzykalne brzmienie; rozsądna moc; uniwersalny; dobrze wykonany
Minusy: W tej cenie?! Żadnych!
Ogółem: Klasa sama dla siebie w kategorii niedrogich wzmacniaczy zintegrowanych. Creek jest po prostu skazany na sukces

Ocena: 10/10

Specyfikacja

Wymiary: 430x60x280 mm (szer. x wys. x gł.)
Waga: 7,5 kg
Deklarowana moc wyjściowa: 55W dla 8Ω
Wejścia: 4x RCA; 1x zbalansowane XLR
Przedwzmacniacz gramofonowy Sequel
Opcjonalny moduł: tuner FM/AM
Opcjonalny moduł IR do sterowania subwooferem
Cena: 3.300 zł

Źródło artykułu:Hi-Fi Choice & Home Cinema
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)