Nowego "Kubusia Puchatka" przeczyta tylko 600 osób

Nowego "Kubusia Puchatka" przeczyta tylko 600 osób

Nowego "Kubusia Puchatka" przeczyta tylko 600 osób
Źródło zdjęć: © Pixabay.com | csekeklari
Adam Bednarek
14.04.2017 16:06

Możesz nawet nie zdawać sobie sprawy z tego, że twój dysk twardy jest jak biblioteczka cenionego kolekcjonera. Nie zauważamy tego, ale z sieci bezpowrotnie znika mnóstwo cyfrowych treści. Dostęp do nich wcale nie jest nielimitowany.

Internetowa księgarnia Woblink sprzedaje “Nowe przygody Kubusia Puchatka” w limitowanej liczbie sztuk. Jest tylko 600 e-booków. Potem “nakład” się nie wyczerpie - jeszcze nie jest powiedziane, kiedy i czy w ogóle tytuł powróci, jeśli wszystko się sprzeda. A skoro tak, to nie możemy wykluczyć, że e-booka za jakiś w dystrybucji nie będzie. Brzmi dziwnie?

I słusznie. Bo to przecież e-book, a nie książka. Logiczne, że papierowe wydania mają określony limit: trzeba je wydrukować, wysłać, przewieźć, trzymać na półkach lub w magazynach. Nie można tego robić przez wieki i w nieskończoność, bo to kosztuje i zajmuje miejsce.

Z e-bookiem jest jednak inaczej. To tylko plik, który bardzo łatwo skopiować i wysłać w świat. Wystarczy, że powstał i już ma zapewnione życie wieczne. Klikasz prawym przyciskiem myszy, wciskasz “kopiuj”, a potem“wklej”. Gotowe, kolejna kopia żyje. Nieważne, czy to książka, gra czy piosenka.

Sprytny, marketingowy ruch księgarni (“kupujmy, bo zaraz nie będzie!”) pokazuje, że dla sprzedawców ta “nieskończoność” jest problemem. Bo skoro coś jest zawsze i wszędzie, to znaczy, że nie musimy mieć tego teraz. Może poczekać, kupi się, gdy będzie promocja.

O tym, że takie myślenie jest powszechne, świadczy reakcja na skasowanie kultowych filmów z Netfliksa. Zapewne mało kto oglądał je codziennie, ale liczyła się świadomość, że “Ojciec Chrzestny” jest i w każdej chwili można do niego wrócić. Nie trzeba, ale można. To olbrzymia przewaga internetu - wszystko mamy pod ręką.

Jeśli film jest na Netfliksie, to będzie tam zawsze. Jeżeli w internetowej księgarni pojawił się e-book, to w każdej chwili go kupimy. Wydawca wrzucił grę do sieci, więc zdążymy ją pobrać. To nie płyta, nakład się nie wyczerpie.

Tak nam się przynajmniej wydawało.

Tymczasem z sieci co chwila znikają treści. Z różnych powodów: a to skończyła się umowa na dystrybucję, a to twórca pokłócił się z wydawcą i produkcja musiała zostać wycofana. Tak było z grą “P.T.” - darmowe demo było ogólnodostępne, po czym zostało zdjęte z internetu. Kto pobrał, ten ma, kto nie zdążył, ten tego nie zrobi. No, chyba że kupi konsolę z zainstalowaną grą na dysku. Tak, bardzo szybko pojawiły się takie w ofercie na aukcjach. Nic dziwnego, to cyfrowy biały kruk.

Codziennie coś znika z sieci bezpowrotnie. I nie wiadomo, czy powróci. Jeszcze parę lat temu bez problemu dało się kupić e-booki Marka Hłaski. Dziś mój plik .mobi jest limitowanym wydaniem. Białym krukiem.

A za chwilę takim białym krukiem może być nowe wydanie “Kubusia Puchatka”.

I wkrótce prawdziwym kolekcjonerem będzie nie tylko ten, kto ma półki pełne rarytasów. Tak samo wartościowe mogą być dyski twarde, pendrive’y, karty pamięci, na którym znajdą się pliki niedostępne w sprzedaży.

A cyfrowe antykwariaty? Jasne, pirackie wydania mogą istnieć. Ale co jeśli ktoś takiego limitowanego wydania na pirackie strony nie wrzuci?

Obraz
© flickr.com

Ciekawy eksperyment przeprowadził polski artysta duy gebord. Jego album można było pobrać tylko przez godzinę. Rzecz jasna poinformował o tym zainteresowanych wcześniej. Płyta była za darmo, ale po tych 60 minutach ogólnej dostępności link wygasł.

Co miało się z płytą dalej stać? To już nie sprawa twórcy. Nie zabraniał wrzucać płyty na strony z torrentami, nie zabraniał się nią dzielić. Jak ktoś chciał, mógł ją nawet wydać na kasecie czy płycie.

Taka nietypowa płyta jest nie tylko eksperymentem, a zapowiedzią zmian w cyfrowej dystrybucji. Plik nie może być nielimitowany i zawsze dostępny, bo wtedy nie wzbudza zainteresowania. Nie sprzeda się od razu, tylko kiedyś. Trzeba coś zrobić, żeby do siebie “zachęcić”. Pojawienie się i “bycie” sprawia, że nikt tego nie zauważa.

Internet nie jest studnią bez dna, a dostęp do cyfrowych treści nie jest dany raz na zawsze. Co to oznacza? Kupuj i gromadź. Plików za chwilę może zabraknąć.

Nie tak wyobrażaliśmy sobie internet, prawda?

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)