Naprawiają sprzęt pamiętający Gomułkę. Liczba zleceń jest ogromna

Naprawiają sprzęt pamiętający Gomułkę. Liczba zleceń jest ogromna

Naprawiają sprzęt pamiętający Gomułkę. Liczba zleceń jest ogromna
Źródło zdjęć: © WP Tech | Grzegorz Burtan
Grzegorz Burtan
23.01.2018 15:34, aktualizacja: 23.01.2018 19:35

Ulica Dzielna w Warszawie. To tutaj znajduje się Muzeum Więzienia Pawiak. Za czasów Polski Ludowej przy tej ulicy znajdowała się Baltona, oferująca produkty niedostępne nigdzie indziej. Sklepu już nie ma, a na jego miejscu znajduje się serwis sprzętu RTV. To tam zmierzają fascynaci starej elektroniki oraz ci, którym sprzęt Unitry przez lata dzielnie służył.

Stojąc na zewnątrz, nie widać czegoś, co wyróżniałoby Sofi Serwis od innych punktów tego typu. Ot na wystawie znajduje się trochę większego i mniejszego sprzętu audio, a zakratowane okna zdradzają, że wewnątrz znajduje się go jeszcze więcej. Po wejściu w oczy rzucają się urządzenia, które znajdziemy już tylko na targach staroci i internetowych aukcjach.

Sam trafiłem tutaj ze sprzętem, który kupiłem podczas przechadzki po bazarze na warszawskim Kole. To radiomagnetofon Unitry, stworzony na licencji Grundiga. Sprzedawca lojalnie ostrzegł mnie, że potrzebna jest wymiana jednego z kół zębatych, aby sprawnie działał. Krótkie poszukiwania w sieci zaprowadziły mnie właśnie do tego punktu napraw.

Obraz
© tech WP | Grzegorz Burtan

Pomimo tego, że nie było nawet południa, sprzedawcy nie narzekali na brak pracy. Do sklepu co chwila wchodziły kolejne osoby - głównie starsze i, wnioskując po sporej dozie przyjaznego nastawienia, stali klienci właścicieli. Jeden wpadł po odbiór magnetofonu, drugi zostawił wieżę do naprawy, trzeci sprawdzał, czy przypadkiem jego sprzęt nie jest już gotowy do odbioru. Telefon również nie pozostawał głuchy. Co chwila ktoś dzwonił podpytać o koszt serwisu czy stan prac nad zostawionym urządzeniem.

Po krótkich oględzinach pan Piotr, jeden ze sprzedawców, wystawił diagnozę – sprzęt okazał się niestety zepsuty ponad możliwość naprawy. Wyszczerbiona zębatka mogła być zastąpiona oryginałem, który zaraz też by się wytarł, lub wydrukowany w 3D. Słowem, dużo czasu, kosztów, za to efekt niepewny, bo drukarka mogłaby nie poradzić sobie z tak drobnymi ząbkami.

Sprzedawca zaproponował mi jednak alternatywę – odrestaurowaną Unitrę RMS 404. Przypomina stare magnetofony hip-hopowców. Cena? 450 złotych. Cóż, za jakość się płaci, pomyślałem. Podziękowałem i zapytałem się, czy możemy porozmawiać na temat samego sklepu. Zostałem odesłany do wspólnika pana Piotra, Marka.

Obraz
© WP Tech | Grzegorz Burtan

Unitra RMS 404

- Serwis istnieje już od 30 lat – zaczął wspominać. – Pracowaliśmy razem z Piotrkiem, kiedy stała tu jeszcze Baltona. Ale wie pan, przyszło nowe, ustrój się zmienił, to i sklep się zwinął. A my zostaliśmy. Zaczął się napływ sprzętów z zagranicy, ludzie zachłysnęli się elektroniką z Berlina Zachodniego. Polska produkcja nie mogła na przykład konkurować z telewizorami czy magnetowidami z zagranicy. Część uznała, że zacznie je importować do Polski, a my postanowiliśmy się zająć naprawą – tłumaczy.

Pokazuje mi część swojego asortymentu, którym się zajmują. Oprócz sprzętów z najbardziej chyba znanych zakładów produkujących sprzęt audio, na wystawie można było odnaleźć Szarotkę - lampowe radio, które sprzedawano w latach 50. Jedno z nich zostało już odrestaurowane, drugie natomiast czekało na swoją kolej na półce.

- Pan spojrzy, nawet się świeci – powiedział pan Piotr, uruchamiając Szarotkę. I faktycznie, sprzęt sprzed połowy wieku zaczął grać muzykę, jakby czas się dla niego zatrzymał.

Na jednej z półek zauważyłem potężny odtwarzacz kaset. To Nakamichi CR-7E, perła w koronie klasycznych magnetofonów. Sprzęt przyszedł od jednego z klientów do naprawy – jego cena na rynku oscyluje w okolicach 10 tysięcy złotych.

Obraz
© tech WP | Grzegorz Burtan

Nakamichi CR-7E

W trakcie mojej przechadzki po tym niewielkim punkcie do załogi dołączył trzeci wspólnik – Radosław, jednocześnie najmłodszy z serwisowego tria. Zaprosił mnie na zaplecze, by pokazać nad czym obecnie pracuje.

- Powiem panu, że podatki to nasze najmniejsze zmartwienie – powiedział mi Marek, który również szedł z nami. – Opłaty za powierzchnię użytkową, to dopiero daje po kieszeni. Jakiego rzemieślnika by pan nie zapytał, to właśnie opłaty za lokal ciążą najbardziej. Reszta to kropla wydatków w porównaniu do czynszu. Dlatego trzeba sobie radzić na niewielkiej powierzchni – skonkludował.

Po wejściu na tyły sklepu zrozumiałem, dlaczego poruszono ten wątek. W pomieszczeniu na półkach dosłownie piętrzyły się stosy elektroniki młodszej i starszej. Gramofony czekające na swoją kolejkę do serwisowania, magnetowidy, w których coś szwankowało, czy pokryte kurzem kultowe "Kasprzaki", na które "jeszcze przyjdzie czas". Na stole leży jeden z magnetofonów, nad którym pracuje Radosław.

Obraz
© WP Tech | Grzegorz Burtan

Stare "kaseciaki" czekają na renowację

- Dużo pracy trzeba włożyć w renowację? – pytam.

- Wie pan, jak sprzęt ma 40 lat, to jest co robić – odpowiada lakonicznie.

Radosław trafił do punktu napraw, bo chciał pójść w ślady ojca. Jest wykształcony w kierunku technicznym. Unitrą zajmuje się od kilkunastu lat i jak sam mówi, sporo się zmieniło od tamtego czasu.

- Mamy bardzo duże obłożenie, jak sam pan zdążył zauważyć. To dlatego, bo my się znamy – mówi mi bez fałszywej skromności. - Ludzie przynoszą do nas sporo sprzętu po innych pseudoserwisach, w których naprawianie wychodzi po prostu nieudolnie. Dostajemy paczki i przesyłki z całej Polski, ludzie też dzwonią i mówią, że ktoś tam coś naprawiał, ale bardziej popsuł. A jak coś się zrobi dobrze, to klient zaraz powie znajomym i tak to się kręci, my się jakoś bardzo nie reklamujemy. Zresztą, jesteśmy tu 30 lat i ludzie po prostu nas znają – tłumaczy.

Obraz
© WP Tech | Grzegorz Burtan

Wieża z odtwarzaczem kaset

Na dowód pokazuje mi jedną z płytek magnetofonu nad którym właśnie pracuje.

- Widzi pan? W innym serwisie taką płytkę by zaraz wymienili na nową. Natomiast my szukamy konkretnego elementu do naprawy. Żeby znaleźć ten element, który jest uszkodzony, wymaga czasu, ale i umiejętności. Nie jest sztuką wymiana całych komponentów, tylko naprawa tej jednej, małej usterki – podkreśla.

Radosław przyznaje, że wzrost koniunktury nastąpił niedawno, bo jakiś rok temu. Kiedy na świecie powróciła moda na sprzęt retro, nie ominęła ona i Polski. Wtedy ludzie rzucili się na naprawienia swoich dawnych sprzętów. Dla speca to przejaw zmęczenia tanią elektroniką - niedrogą, ale i szybko się psującą. Dla niego stary sprzęt, także ten Polski, oferuje trwałość i jakość, której trudno teraz szukać. A skoro koniunktura trwa, to trzeba z niej korzystać. Pracy jest tyle, że nie było mowy o siedzeniu z założonymi rękami, co zgodnie potwierdzili właściciele serwisu.

Obraz
© WP Tech | Grzegorz Burtan

Pan Piotr oraz pan Radosław

Na koniec zapytałem Radosława, jakie zlecenie było jego zdaniem najtrudniejsze, a jakie najdziwniejsze.

- Nie ma najtrudniejszych – zaśmiał się. – Czasem pojawiają się trudności, kiedy trzeba sprowadzać części. Najczęściej z Niemiec, ale trzeba szukać nawet po całym świecie, byle tylko znaleźć odpowiedni fragment. Problemy z dostępnością części to główna przeszkoda. Coś jest nietypowego, to i w Stanach trzeba poszukać. Z najdziwniejszych natomiast to zdecydowanie inkubatory do bakterii. Zgłosili się do nas z przychodni weterynaryjnej. Dla nas w całym tym majdanie to nic nie ma tajemnic – skwitował.

I chociaż branża renowacji i serwisów przeżywa problemy, głównie przez zalew stosunkowo niedrogich i łatwo wymienialnych urządzeń, trzech serwisantów się tym nie przejmuje. Po prostu nie mają na to czasu.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (89)