Chemtrails, czarne helikoptery, zderzacz hadronów - jedne z popularniejszych teorii spiskowych

Chemtrails, czarne helikoptery, zderzacz hadronów - jedne z popularniejszych teorii spiskowych

Chemtrails, czarne helikoptery, zderzacz hadronów - jedne z popularniejszych teorii spiskowych
Źródło zdjęć: © Fotolia / majo1122331
15.02.2016 12:39, aktualizacja: 15.02.2016 15:02

Widok z powyższego zdjęcia nie jest niczym nadzwyczajnym. Nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie nad głowami przelatują samoloty, helikoptery, ostatnio coraz częściej drony. Jako, że jest to znane nam zjawisko, nie reagujemy na nie w żaden wyjątkowy sposób. Są jednak ludzie, którzy panicznie boją się czarnych helikopterów. Jak twierdzą, te maszyny szykują się do… przejęcia kontroli nad krajem.

Wszyscy kojarzymy charakterystyczne smugi, które pozostawiają na niebie za sobą samoloty. W fachowej terminologii nazywają się one _ contrails _ (smuga kondensacyjna), jednak wyznawcy jednej z popularniejszych teorii spiskowych, nazywają je _ chemtrails _ (smuga chemiczna - chemical trail). Pozostawiane na niebie ślady to nic innego, jak zbudowana z kryształków lodu chmura (typu cirrocumulus), powstająca najczęściej za samolotem odrzutowym lecącym w górnej troposferze i dolnej stratosferze, zazwyczaj na wysokości między 8 a 1. km nad ziemią. Może utrzymywać się nawet kilka dni.

Aby zrozumieć jak powstaje, należy sięgnąć do zagadnień chemiczno-fizycznych. Spaliny, wytwarzane przez silniki samolotów, to nic innego jak aerozol. Unoszą się one w powietrzu jako jądra kondensacji (drobiny, powstające w warunkach nasycenia powietrza parą wodną lub obniżenia temperatury do takiej, w której może rozpocząć się proces skraplania gazu). Podczas procesu para wodna wytrąca się w postaci małych kropelek i natychmiast zamarza, utrzymując się na niebie w postaci chmury. Tak mówi chemia oraz fizyka i tak też podają podręczniki. Nie do każdego jednak czysta nauka przemawia w sposób wystarczający, bowiem na całym świecie istnieje spora liczba ludzi wierząca w _ chemtrails _. Według teorii spiskowej, powstająca za samolotem chmura kondensacyjna jest chemiczną mieszanką substancji, które mogłyby być szkodliwe dla organizmów żywych. Istnieje sporo różnych wierzeń, dotyczących _ chemtrails _. Jedne opowiadają o rozpylanych środkach odurzających, inne o testowaniu lub stosowaniu szkodliwych pestycydów,
jeszcze inni sądzą, że rozpraszane substancje mają ogłupiać niczego nieświadomych ludzi. Najczęściej spotykane teorie to:
- substancje rozpylane na polecenie Światowego Rządu - w celu redukcji populacji oraz "zablokowania myślenia",
- substancje rozpylane przez nieoznakowane samoloty,
- rozpylane substancje to np. aluminium, tytan, wirusy, bakterie, grzyby czy poliwęglany.

Oficjalnie zaprzecza się wszystkim tym teoriom, jednak tłumaczenie, liczne publikacje i badania są niewystarczające dla wielbicieli spisków. Podobnie jest z miejską legendą traktującą o tzw. czarnych helikopterach. Sprawa była o tyle poważna, że przypadkowo doszło do zestrzelenia jednej z maszyn, należącej do Gwardii Narodowej USA. O tym przeczytacie na stronie 2 ---> kliknij.

SŁK-WP / Wikimedia / zmianynaziemi

Obraz
© (fot. Fotolia / sezer66)

Widok ze zdjęcia powyżej nie jest niczym nadzwyczajnym. Nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie nad głowami przelatują samoloty, helikoptery, a ostatnio coraz częściej drony. Na ich obecność nie reagujemy w żaden wyjątkowy sposób. Są jednak ludzie, którzy panicznie boją się "czarnych helikopterów". Jak twierdzą, te maszyny szykują się do... przejęcia kontroli nad krajem, czasem nawet nad całym światem.

Czarne helikoptery poruszają się bezgłośnie, są pozbawione jakichkolwiek oznaczeń. Cel ich lotów nad terenami krajów (najczęściej mówi się o Stanach Zjednoczonych) jest nieznany opinii publicznej. „Wtajemniczeni” _ wiedzą _jednak, że są to maszyny wykorzystywane przez ONZ, tajemniczych ludzi w czerni (tak, tych, których znamy z serii filmów MiB) oraz sekretnej organizacji „New World Order”. Według Philipa Schneidera, Amerykanie mogą mieć na wyposażeniu dziesiątki tysięcy czarnych helikopterów.

Phil Schneider zginął w 199. roku. Według źródeł, mężczyzna uważał się za byłego pracownika rządu USA. Mówi się, że mówił za dużo, wiedział za dużo i wyjawiał tajemnice Amerykanów opinii publicznej. Inżynier opowiadał o podziemnych obozach pracy, kontaktach z kosmitami czy właśnie o czarnych helikopterach. Schneider lubił poruszać temat Strefy 51, która akurat nie jest zmyślonym obiektem. Rząd utrzymywał w tajemnicy jej istnienie, ale po wielu latach przyznał, że jest w posiadaniu takiego obszaru. Dla wiernych fanów Schneidera był to dowód na jego wiarygodność, przez co jego teorie przez pewną cześć społeczeństwa były traktowane poważniej. Także ta o czarnych helikopterach.

W roku 1995 członek kongresu, Helen Chenoweth, podczas konferencji prasowej przekonywała, że na prywatnym terenie w stanie Idaho wylądował czarny helikopter. Misja miała być częścią ustawy o ochronie zagrożonych gatunków. Problem w tym, że służby odpowiadające za leśnictwo nie mają na wyposażeniu helikopterów. Te należą tylko do Gwardii Narodowej i są pomalowane na kolor czarno-zielony oraz do Agencji do Walki z Narkotykami.

Taka historia to pożywka dla wyznawców teorii spiskowych. Ciężko uznać wypowiedzi Schneidera za wiarygodne, ponieważ nigdy nie przedstawił on żadnych dowodów na potwierdzenie swoich teorii. Wielu Amerykanów jednak wierzy w to, o czym opowiadał inżynier. Wyznawców tej teorii jest najwięcej w szeregach ochotniczych milicji na północy USA.

Opowieść tak głęboko zakorzeniła się w Amerykanach, że doszło do próby zestrzelenia jednego z helikopterów Gwardii Narodowej. Fakty są takie, że wspominana formacja typu milicyjnego, mająca wspierać regularną armię USA, wykorzystywała maszyny MH-53. Służą one głównie do odzyskiwania zakładników, transportowania sił specjalnych i innych operacji, które wymagają dyskrecji. Helikoptery gwardii nie są oświetlone (w trudnych warunkach wykorzystują nawigację satelitarną i urządzenia noktowizyjne). Czarnymi helikopterami dysponuje też Agencja do Walki z Narkotykami USA. Brak oświetlenia, ciemne malowanie, tajne operacje – to elementy sprzyjające spekulacjom i powstawaniu teorii spiskowych. Trzeba przyznać, że Amerykanie są mistrzami w wymyślaniu nieprawdopodobnych historii i to niezależnie od tego, nad czym ich rząd potajemnie pracuje.
Należy jednak wziąć poprawkę na to, że im więcej niedopowiedzeń, tym więcej niepokoju. USA nieraz udowadniały swoim obywatelom, że władze niespecjalnie mają ochotę dzielić się z ludnością swoimi poczynaniami. Istnienie Strefy 51. tajne badania, które ujawniane są po wielu latach (jak choćby latający spodek Avrocar) i wiele innych - czy zatem powinniśmy uważać wszystkie nieprawdopodobne rewelacje za legendy miejskie? Większość z nich to mity, choć zwykło się mówić, że w każdej plotce jest ziarnko prawdy.

Wielki zderzacz hadronów, maszyna dobrze znana niejednemu miłośnikowi technologii, to również główny bohater niejednej teorii spiskowej. Tzw. "maszyna do wywoływania końca świata" ma rzekomo tworzyć czarne dziury. O jednym z największych urządzeń zbudowanych przez człowieka, ogromnym akceleratorze przyśpieszającym cząstki, przeczytacie na stronie 3 ---> kliknij.

Obraz
© (fot. CERN)

Wielki Zderzacz Hadronów, czyli inaczej ogromny akcelerator przyśpieszający cząstki, znajduje się na terytorium dwóch państw – Szwajcarii i Francji. To naprawdę gigant jeśli chodzi o rozmiary. *Wykopane na głębokości od 50 do 170 merów tunele, zawierają specjalną instalację o długości 26 659 metrów. Taka długość to mniej więcej tyle, ile dzieli centrum Warszawy od Otwocka, albo odległość pomiędzy Katowicami, a Gliwicami. Jak łatwo się domyślić, tak duże i skomplikowane urządzenie nie było tanie. Koszt budowy wyniósł ponad 4,5 mld dolarów.*

Jednak nie tylko rozmiar urządzenia może budzić podziw. Równie wielkie są ilości generowanych przez LHC danych. Mimo że zderzenia cząstek elementarnych przyśpieszanych w urządzeniu trwają zaledwie ułamki sekund, to aby zrozumieć zachodzące tam zjawiska, należy przeanalizować ogromne ilości cyfrowych informacji. Ogromnych rozmiarów detektory (największy z nich mierzy 25 metrów wysokości i 46 metrów długości) rejestrują wszystko to, co dzieje się po kolizji rozpędzonych protonów. Jako że w ciągu sekundy może dojść do nawet kilku milionów takich zdarzeń, to ilość surowych danych wysyłanych przez detektory sięga 600 terabajtów na sekundę. W przeciętnym komputerze zainstalowany jest twardy dysk o pojemności 50. GB, a to oznacza że 1200 takich dysków zostałoby zapisanych w ciągu zaledwie jednej sekundy. Współpracujący z urządzeniem i detektorami system jest zdolny do udostępniania naukowcom z całego świata nawet 90 milionów terabajtów danych.

Ale to nie wszystko. Zwolennicy teorii spiskowych gorliwie wierzą, że operowanie na takim urządzeniu jest wyjątkowo niebezpieczne i może tworzyć czarne dziury, czyli obszary czasoprzestrzeni, których z uwagi na wpływ grawitacji nic, łącznie ze światłem, nie może opuścić. Do jej powstania niezbędne jest nagromadzenie dostatecznie dużej masy w odpowiednio małej objętości. Czarną dziurę otacza matematycznie zdefiniowana powierzchnia nazywana horyzontem zdarzeń, która wyznacza granicę bez powrotu. Taką zdolność ma posiadać LHC. Naukowcy zapewniają jednak, że to przesada i przekonują, że dotychczas w zderzaczu nie stworzono żadnych, nawet mikroskopijnych, czarnych dziur. Jeśli jednak takowe miałyby kiedykolwiek powstać, według wyliczeń nie będą w stanie się utrzymać i w ułamku sekundy powinny się rozpaść.

Źródło artykułu:WP Tech
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (497)