"Star Wars: Battlefront" - recenzja

"Star Wars: Battlefront" - recenzja

"Star Wars: Battlefront" - recenzja
Źródło zdjęć: © Electronic Arts
23.11.2015 15:26

"Star Wars: Battlefront" to gra, która zachwyci wszystkich fanów Gwiezdnych wojen. Zachwyci oprawą, klimatem, możliwością wzięcia udziału w potyczkach jako żywo wyjętych z filmowych pierwowzorów. To fenomenalna strzelanka wieloosobowa, którą szczególnie powinni się zainteresować ci, którzy dotychczas nie gustowali w tego typu produkcjach. Jedyne, czego szkoda, to że jest jej tak mało.

Zapytana o to, dlaczego w "Battlefronta" gra się tak a nie inaczej, Sigurlína Ingvarsdóttir, producentka gry, odpowiada wprost – grupą docelową są tu fani "Gwiezdnych wojen", nie zaś miłośnicy sieciowych strzelanek w rodzaju "Battlefielda". Słynące z niego studio Dice dostało tym razem zadanie stworzenia gry przystępniejszej, przyjaźniejszej, takiej, do której może usiąść praktycznie każdy i po paru minutach świetnie się bawić. I wybrnęło z niego doskonale.

"Battlefront" to przede wszystkim trzy rzeczy – klimat, grafika i dźwięk. Widać, że to na te aspekty gry twórcy położyli największy nacisk. Ma ona robić jak najlepsze wrażenie na wstępie, porywać miłośnika "Gwiezdnych wojen" w wir sieciowych potyczek zanim zdąży się on zorientować, co robi. Wystarczy chwilę na nią popatrzeć, chwilę jej posłuchać. Świstanie blasterowych wystrzałów, dźwięk przelatujących Tie Fighterów i X-Wingów – wszystko jest tu idealne i momentalnie przywołujące na myśl filmową serię.

Do tego wszystkiego rozgrywka została tu zaprojektowana tak, że z grą poradzić mogą sobie ci, którzy dotychczas odbijali się od produkcji w rodzaju "Battlefielda" czy "Call of Duty". Laserowe pistolety i karabiny są zdecydowanie celniejsze i prostsze w obsłudze niż broń w innych sieciowych strzelankach. Łatwiej nimi trafić, nie trzeba martwić się o amunicję. Przed premierą "Battlefronta" pojawiały się przypuszczenia, że gra będzie po prostu nowym "Battlefieldem" w nieco innej "skórce". Prawda jest zgoła odmienna – grze bliżej do "Plants vs. Zombies: Garden Warfare", przeznaczonego dla mniej doświadczonych graczy, prostego FPS-a online.

I trzeba tu przyznać, że decyzja o uczynieniu z "Battlefronta" gry o tak szerokim potencjalnym gronie odbiorców była zdecydowanie słuszna. Nie przeraża ona wysoką barierą wejścia, świetnie nadaje się dla tych, którzy chcą włączyć coś na pół godzinki, by odsapnąć po ciężkim dniu pracy. To więc przede wszystkim gra dla tych, którzy nie mają już tyle czasu na granie co kiedyś, na głowie inne obowiązki, i niespecjalnie chce im się opanowywać szereg złożonych zasad i schematów rozwoju. Czyli, znów, dla olbrzymiej części fanów "Gwiezdnych wojen".

Obraz
© (fot. Electronic Arts)

To produkcja, brzydko mówiąc, ze wszech miar "casualowa". Miłośnicy gier wideo nauczyli się bać tego słowa, podejrzewając, że niesie ono za sobą zbyt daleko idące uproszczenia i kompromisy. Nie zawsze jednak musi to oznaczać coś złego. W przypadku "Battlefronta" przez pierwsze kilkanaście godzin zabawy nie widać żadnego problemu. Niestety, później jest nieco gorzej.

Co bowiem często idzie w parze z przystępnością, gra okazuje się nie mieć zbyt dużo do zaoferowania tym, którzy chcieliby ją dokładnie zgłębić. Jest kilka trybów rozgrywki, będących rozmaitymi wariacjami na temat drużynowego deathmatcha, capture the flag czy dominacji (walki o kontrolę nad wyznaczonymi na mapie punktami). Są dwa tryby, dające możliwość wcielania się w bohaterów, dostępnych w części pozostałych jedynie jako "znajdźki". Do tego dochodzi unikatowy dla tej gry tryb Ataku AT-AT, w którym jedna strona musi powstrzymać przemarsz dwóch wielkich robotów bojowych przez mapę, a druga stara się jej w tym przeszkodzić. Wisienką na torcie jest tryb Eskadry, w którym można polatać nad mapami myśliwcami Rebelii lub Imperium i postrzelać do innych graczy oraz pojazdów sterowanych przez sztuczną inteligencję.

Każdy z tych trybów, może poza atakiem AT-AT, opanowuje się błyskawicznie i już po kilku grach nie będą one miały tajemnic dla wszystkich poza może najbardziej niedzielnymi graczami. I w tym momencie dopiero pokazuje się jedyny tak naprawdę problem tej gry. Bo to, że gra się w nią świetne, nie ulega wątpliwości. Pisaliśmy o tym w naszych pierwszych wrażeniach (kliknij, aby przeczytać) i jest to wrażenie, które nie mija wraz ze spędzonymi przed grą godzinami. To jednak co mija, to uczucie nowości. Świeżości. Fascynacji.

Dzieje się tak dlatego, że nie trzeba wcale dużo czasu, by poznać praktycznie wszystko, co "Battlefront" ma do zaoferowania. Po wspomnianych kilkunastu godzinach gra wprawdzie potrafi nadal bawić tak jak wcześniej, ale nie kryje już żadnych tajemnic, napędzających do dalszej zabawy. Odblokowywane przez gracza w miarę zdobywania kolejnych poziomów uzbrojenie i gadżety są bardzo podstawowe i niespecjalnie wpływające na rozgrywkę. Jedynym faktycznie istotnym jest plecak odrzutowy, pozwalający na szybkie pokonywanie dużych odległości. Dostęp do niego zdobywa się na 13. poziomie, na dojście do którego wystarczy kilka godzin rozgrywki. Później w odblokowywanych przez graczach gadżetach i broniach brakuje większego urozmaicenia.

Obraz
© (fot. Electronic Arts)

Ale tak naprawdę nie ma żadnego problemu z niczym, co jest w "Battlefroncie". Jedyny problem to to, że jest tego tak mało.

Ostatecznie więc "Star Wars: Battlefront" to gra bardzo dobra, po której jednocześnie doskonale widać dalszy plan twórców. Z całą pewnością w ciągu najbliższych miesięcy zaczną się ukazywać płatne dodatki, rozbudowujące ją o nowe możliwości i wyzwania. Warto w "Battlefronta" zagrać, ale jednocześnie dobrze mieć świadomość, że do jej pełnego odkrycia nie wystarczy kupno podstawowej wersji. Pozwoli to uniknąć przykrego rozczarowania, gdy zaczną wychodzić kolejne płatne rozszerzenia.

Ocena: 8/10

_ Dominik Gąska _

Źródło artykułu:WP Tech
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)