Star Wars: Battlefront - pierwsze wrażenia z pełnej wersji gry

Star Wars: Battlefront - pierwsze wrażenia z pełnej wersji gry

Star Wars: Battlefront - pierwsze wrażenia z pełnej wersji gry
Źródło zdjęć: © Electronic Arts
13.11.2015 02:25, aktualizacja: 13.11.2015 10:48

Dzięki uprzejmości firmy Electronic Arts, mieliśmy okazję jako jedni z pierwszych na świecie zagrać w pełną wersję gry “Star Wars: Battlefront”. Wszystko wskazuje na to, że szykowana z okazji powrotu filmowych “Gwiezdnych wojen” sieciowa strzelanka wyszła naprawdę znakomicie!

Jedno trzeba szwedzkiemu zespołowi Dice przyznać - doskonale wie on, jak robić tego typu gry. O to, że twórcy serii Battlefield są w stanie stworzyć rewelacyjnego FPS-a, nastawionego na rywalizację online, można się było zakładać. Po sieciowej becie “Battlefronta” gracze na całym świecie mogli przekonać się, że równie doskonale potrafią oni oddać klimat filmowej serii. Jednak dopiero kontakt z pełną wersją gry uzmysławia, z jak wielkim przebojem mamy tu do czynienia.

Przede wszystkim programiści Dice, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak wielkie jest potencjalne grono odbiorców gry, zadbali o jak najniższą barierę wejścia. Wszystko przygotowane jest tu tak, by nawet gracz z zerowym doświadczeniem w rywalizacji online był w stanie odnaleźć się i dobrze bawić z tą produkcją. Misje treningowe pozwalają zapoznać się ze sterowaniem pojazdami - polatać X-Wingiem, poprowadzić łazika AT-AT czy pościgać się powietrznym motocyklem w lasach Endoru. Można w nich również zobaczyć, jak to jest wcielić się w Dartha Vadera. Tak, również taka opcja czeka na tych, którzy zdecydują się spędzić z grą trochę więcej czasu. A jest to tylko jeden z dostępnych bohaterów!

Jeszcze ciekawsze są tryby Przetrwania i Pojedynku. W pierwszym z nich samotny gracz wspomagany ewentualnie przez partnera pokonuje kolejne fale nacierających wrogów. Drugi pozwala stanąć do walki z przeciwnikami sterowanymi przez sztuczną inteligencję, wśród których znajduje się również żywy przeciwnik. I to właśnie tu poza zwykłym, szeregowym żołnierzem Rebelii lub Imperium wybrać można sterowanie jednym z bohaterów kultowej sagi. Strzelecki pojedynek między Bobbą Fettem a Hanem Solo nie może nie wywołać uśmiechu radości na twarzy długoletniego fana “Gwiezdnych wojen”. Ciekawej dynamiki rozgrywce dodaje to, że punkty za pokonanie wrogów dostaje się dopiero po zebraniu pozostawionych przez nich wirujących symboli. Jeżeli drugi gracz zdoła je zebrać wcześniej, może pozbawić nas punktów.

Oba te tryby przybliżają to, co dzieje się już w normalnych rozgrywkach multiplayer, i dostępne są do grania samodzielnie lub z drugą osobą na podzielonym ekranie. Świetnie, że szwedzkie studio pamięta jeszcze o ludziach preferujących ten styl zabawy w czasach, gdy najwięksi światowi producenci przerzucają się na rozgrywkę wyłącznie online (brak split-screena w “Halo 5” to zadra, której długo nie zapomnimy). Niestety, podzielony ekran nie jest dostępny online, nie można więc ze znajomym siedzącym obok walczyć z przeciwnikami po drugiej stronie globu. Starsza producentka gry, Sigurlína Ingvarsdóttir, powiedziała nam, że coś takiego byłoby naprawdę ciekawe, ale jej zespół chciał skoncentrować się na tym, co najważniejsze. - Zaprojektowanie dobrego split-screena jest naprawdę trudne. W ogóle nie planowaliśmy rozszerzania go na resztę trybów multiplayer - stwierdziła.

Wrażenie przystępności i nastawieniu na gracza nieobeznanego w tego typu produkcjach nie mija po przejściu do zasadniczej części zabawy. Pierwszego dnia dostaliśmy możliwość zapoznania się z dwoma trybami z pełnej wersji gry. Był klasyczny team deathmatch 10 na 10 (nazwany tu Blast) i tryb Supremacy, w którym dwie 20-osobowe drużyny walczą o panowanie nad punktami kontrolnymi. Pierwszy z nich stanowi dobrą wprawkę dla dopiero zaczynających zabawę. Nie trzeba tu myśleć o dodatkowych celach czy jakoś szczególnie współpracować z innymi. Bierzemy blaster w dłoń, biegniemy do przodu i staramy się zastrzelić rebelianckie szumowiny zanim one zestrzelą nas. A jednak jak wiele w tak klasycznym trybie zmienia gwiezdnowojenna oprawa i stylistyka!

Dzięki znajomym, pamiętanym od dzieciństwa dźwiękom, muzyce i otoczeniu czujemy, jakby było to coś znacznie więcej niż kolejna wariacja na temat “Battlefielda” czy “Call of Duty”. Pod tym względem nowy “Battlefront” to prawdziwy majstersztyk. Gra, która dzięki fenomelnej oprawie jednym zręcznym ruchem rozwiązuje cały problem tego gatunku. Bo po co, pyta nierozumiejący go gracz, mam strzelać się z innymi ludźmi na jakimś wymyślonym polu bitwy? Gdzie tu fantazja, ucieczka od rzeczywistości, realizacja dziecięcych marzeń? A w “Battlefroncie” jest to wszystko. To nie jest gra, w której udajemy, że bawimy się z innymi przerośniętymi chłopcami w wojnę. To gra, w której naprawdę stajemy po stronie Imperium bądź Rebelii i walczymy o losy całego wszechświata. To jednocześnie jedyna gra w tym świecie, która pozwala wcielić się w szeregowego żołnierza, jednego z cichych bohaterów (lub cichych łotrów), których losy filmowa saga wygodnie przemilczą.

Obraz
© (fot. Electronic Arts)

To właśnie dzięki temu niedawna beta “Battlefronta” przyciągnęła przed ekrany konsol i komputerów 9,5 miliona graczy - liczbę, o jakiej konkurencyjne produkcje tego typu mogą w swoich testach najwyżej pomarzyć. Wygląda na to, że wraz z premierą pełnej wersji do strzelania się online przekonają się rzesze graczy, którzy wcześniej nigdy nie gustowali w tego typu zabawach.

A jednak wszystko to, wszystkie tryby dla samotników i klasyczny deathmatch, nie są w stanie przygotować gracza na to, co czeka go po wejściu w większe rozgrywki, m.in. we wspomnianym trybie Supremacy. Dwie drużyny walczą w nim o kontrolę nad szeregiem punktów kontrolnych. Diabeł tkwi tu jednak w szczególe - jednocześnie walka toczy się o tylko dwa “skrajne” punkty, pozostałe są bezpieczne pod kontrolą obu stron. Dzięki temu na mapie tworzy się swoista linia frontu, a walki w jej obrębie zaczynają przypominać regularne bitwy. Tu nie ma już miejsca na bezładna szamotaninę i bieganie gdzie popadnie. Zwycięstwo wymaga od drużyny koordynacji i współpracy, a w najgorszym przypadku przynajmniej biegania mniej więcej w tym samym miejscu. Dzięki temu można doświadczyć niesamowitych widoków, gdy przekradając się za linię frontu widzimy grupę 15 imperialnych szturmowców, karnie biegnących kanionem w drugą stronę. Wystarczy jeden strzał z naszej strony, by wszyscy zobaczyli nas na widocznym podczas rozgrywki
miniradarze.

Podczas rozgrywek online sterujemy cały czas jednym z szeregowych żołnierzy. Jednak wcielenie się w bohaterów sagi jest możliwe również tutaj - tyle tylko, że jednorazowo, do momentu śmierci. Dzięki temu możliwe są sytuacje, które później z wypiekami na twarzy będziemy opowiadać znajomym. Losy pojedynku może odwrócić wpadający na pole bitwy Luke Skywalker, prowadzący ze sobą armię rebeliantów. Pojawienie się takiej postaci może wzbudzić nowego ducha walki w innych graczach. Bycie taka postacią może wzbudzić wybuch nagłego, fascynującego, dziecięcego entuzjazmu.

I chyba to właśnie to słowo najlepiej opisuje “Star Wars: Battlefront”. Entuzjazm. To gra, wobec której nie można być obojętnym. Zrobiona jest z tak widoczną pasją, z tak wielką miłością do filmowego pierwowzoru, że nie jest w stanie nie wywoływać silnych emocji. W gatunku tak nasyconym i wyzutym z jakiejkolwiek świeżości pojawienie się takiej produkcji zakrawa niemal na cud.

Po tym jednym dniu z “Battlefrontem” nie możemy się już doczekać powrotu do gry i odkrywania jej kolejnych sekretów. Pełniejszymi wrażeniami podzielimy się w dniu premiery - 17 listopada - kiedy to ukaże się nasza pełna recenzja.

_ Dominik Gąska _

Źródło artykułu:WP Tech
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (18)