Co się dzieje, gdy kichamy? Zaskakujące badania naukowców
Co dokładnie dzieje się, kiedy kichamy? Odpowiedź na to pytanie postanowili znaleźć naukowcy z MIT. W tym celu nagrali i gruntownie zanalizowali ponad 100 kichnięć. Wyniki ich badań mogą was zaskoczyć.
Przewodząca badaniom asystent Lydia Bourouiba, szefowa Laboratorium Dynamiki Płynów i Dróg Zakażeń MIT, podkreśla ich istotne znaczenie. Według niej dokładne określenie tego, jak zachowuje się ciecz po kichnięciu pozwoli lepiej zrozumieć sposób rozprzestrzeniania się chorób w środowisku i znaleźć lepsze sposoby na identyfikowanie chorych, którzy w większym stopniu od innych przyczyniają się do dalszych zarażeń.
W eksperymencie, przeprowadzonym na amerykańskiej uczelni, udział wzięło ponad 100 zdrowych osób. Każdą z nich ustawiono na tle czarnego tła i za pomocą dwóch monochromatycznych kamer z bardzo dużą szybkością klatek nagrywano proces kichnięcia po podrażnieniu nosa. Było to konieczne, gdyż cały nagrywany przez nich proces – od kichnięcia do rozprzestrzenienia się cieszy – trwa mniej niż 200 milisekund.
- To, co zobaczyliśmy, było pod wieloma względami zaskakujące. Spodziewaliśmy się ujrzeć w pełni uformowane krople cieczy, wydostające w takiej formie z dróg oddechowych. Jak się okazało, wcale tak to nie wygląda.
Jak zobaczyli naukowcy na nagraniach, cały proces przypomina to, co dzieje się z wyrzuconą w powietrze farbą. Najpierw pojawia się więc swoista "płachta" płynu, która później pęcznieje, rozbija się na długie włókna, ulegające destabilizacji i dopiero wtedy rozbijające się na pojedyncze krople, rozpylające się w powietrzu.
Opisywane teraz badania bazują na innym eksperymencie, który zespół Bourouiba przeprowadził w 2014 roku. Wtedy udało im się ustalić, że krople formujące się podczas kichnięć i kaszlnięć przemieszczają się w swoistych gazowych chmurach, które sprawiają, że osiągają prędkości nawet do 200 razy większe niż gdyby były ze sobą niepowiązane.
Odpowiedzialny za te prace zespół jest przekonany, że przysłużą się one w walce z chorobami zakaźnymi.
- Sposób badania dróg szerzenia się zakażeń nie zmienił się od setek lat. Polega więc przede wszystkim na rozmawianiu z ludźmi i ustalaniu, z kim rozmawiali, gdzie poszli itd. Dane pozyskane w ten sposób są bardzo niedokładne. Staramy się znaleźć bardziej precyzyjne metody mierzenia zasięgu zarażeń, tak by lepiej ugruntować zwalczanie chorób i zapobieganie im w naukach ścisłych - stwierdziła Lydia Bourouiba.
_ Dominik Gąska _