"Czasem rzucali w nas kamieniami i kijami, pokazywali obsceniczne gesty". Ostatnia misja komandosa Navy SEALs

"Czasem rzucali w nas kamieniami i kijami, pokazywali obsceniczne gesty". Ostatnia misja komandosa Navy SEALs

"Czasem rzucali w nas kamieniami i kijami, pokazywali obsceniczne gesty". Ostatnia misja komandosa Navy SEALs
Źródło zdjęć: © Ubisoft | Ubisoft
22.02.2017 13:51, aktualizacja: 22.02.2017 15:32

22 lata był komandosem Navy SEALs - elitarnej jednostki amerykańskiej marynarki wojennej. Brał udział w tajnych misjach w Ameryce Południowej i szkolił lokalne służby do walki z kartelami narkotykowymi. Dziś Adam Newbold jest już w stanie spoczynku, a nam opowiada, jak wygląda trening służb specjalnych USA i dlaczego nie tęskni za skokami spadochronowymi.

Pokój na końcu korytarza

Idę długim, słabo oświetlonym pomieszczeniem w kierunku zamkniętych drzwi. Słyszę rozmowy prowadzone po angielsku, niemiecku i francusku. To dziennikarze kończą swoje wywiady z przedstawicielami firmy Ubisoft na temat gry Ghost Recon Wildlands. Mijam ich, bo o grze dowiedziałem się już wszystkiego. Teraz chcę poznać niezwykłego człowieka.

Widziałem go już na sali kinowej po przedpremierowej projekcji filmu dokumentalnego "Wildlands". Wyreżyserowany przez Colina Offlanda dokument traktuje o świecie narkotyków. Handlarzy, morderców, osób zajmujących się praniem brudnych pieniędzy, ale i stróżów prawa, żołnierzy, agentów. Zdeklarowałem się, że do 27 lutego nie powiem Wam, co myślę o filmie. Zgodziłem się na to, bo, mówiąc zupełnie szczerze, myślałem, że nie będzie to nic specjalnego. Ot, kolejny element kampanii promującej grę. Teraz aż mnie skręca, bo okazało się, że to coś o wiele ciekawszego…

Odganiam jednak te myśli. Film już widziałem i dowiedziałem się o nim wszystkiego. Teraz chcę poznać groźnego człowieka.

Wchodzę do pokoju i uświadamiam sobie, że czuję strach. To głupie, wiem o tym, ale gdy odwrócę głowę, będę musiał spojrzeć w oczy człowieka, który 23 lata spędził w wojsku, z czego 22 w oddziale Navy SEALs. To on we wspomnianym dokumencie, wyprodukowanym przez Ubisoft, opowiada o swojej służbie i związanej z nią walce z kartelami narkotykowymi.

Obraz
© Ubisoft | Ubisoft

Komando foki

Seal to foka. Oddziały specjalne amerykańskiej marynarki wojennej to jednak "United States Navy's Sea, Air, and Land Teams". Czyli niewielkie, wysoce wykwalifikowane zespoły komandosów, wyszkolonych do walki w dowolnych warunkach i terenie.

A gdy piszę "wyszkolonych", to mam na myśli "zmasakrowanych".

Jeśli jesteś amerykańskim marynarzem w wieku 17 do 29 lat, masz dość sił by przepłynąć 460 metrów żabką w mniej niż 12:30 minut, zrobić 42 pompki (zalecane 80-100), później 50 przysiadów (znów zaleca się 80-100), 10 podniesień i przebiec 2,4 kilometra w mniej niż 11:30 minuty, to gratuluję - właśnie przeszedłeś WSTĘPNY etap oceny Twojej sprawności fizycznej niezbędny do chociażby próby przystąpienia do etapu początkowego treningu na żołnierza Navy SEALs.

Później jest już tylko gorzej:

- 8 tygodni w szkole przygotowawczej amerykańskiej Marynarki Wojennej w Great Lakes zakończonych testem fizycznym
- 3 tygodnie zapoznania i wstępnego przygotowania do szkolenia BUD/S (Basic Underwater Demolition/SEAL)
- 7 tygodni pierwszego etapu wspomnianego szkolenia z bieganiem, pływaniem i pracą zespołową, w czasie których każdy kandydat śpi maksymalnie 4 godziny na dobę, pokonuje w biegu około 320 kilometrów i trenuje 20 godzin dziennie
- Dalej następne 7 tygodni treningu w pełnym wyposażeniu płetwonurka
- 7 tygodni trzeciego etapu BUD/S uczącego wykorzystania podstawowych broni, materiałów wybuchowych, nawigacji, strzelania, wspinaczki i taktyki
- Zwieńczeniem tego etapu są trzy i pół tygodniowe, praktyczne ćwiczenia na wyspie San Clemente, 100 kilometrów od Colorado.

I to by było na tyle... jeśli idzie o trening BUD/S. Po nim żołnierza czekają jeszcze 3 tygodnie szkolenia spadochronowego (kończonego skokiem w ciemności z wysokości trzech kilometrów) i 26 tygodni SQT (SEAL Qualification Training) poświęconych już zaawansowanym umiejętnościom komandosa.
Szanse przejścia treningu nie są wcale takie tragiczne - mniej więcej jedna na cztery osoby jest w stanie skończyć kurs. Jeśli oczywiście się do niego zakwalifikuje na starcie, a według danych serwisu Military.com zaledwie 6% wszystkich amerykańskich marynarzy spełnia rygorystyczne, wstępne wymagania.

Po drugiej stronie stołu

Przede mną siedzi Adam Newbold. Wielki Amerykanin z Ohio, komandos Navy SEALs w stanie spoczynku. Podczas 22 letniej służby stacjonował między innymi w Boliwii, Panamie, Meksyku i Kolumbii. Nie tylko brał udział w tajnych misjach, ale też uczył miejscowe oddziały policji wojskowych taktyk ataku, obrony i przejmowania transportów narkotyków.

- Pamiętasz jeszcze jaki byłeś przed wstąpieniem do wojska? - pytam.

- Tak naprawdę wiele się nie zmieniłem od tamtych lat, bo bardzo wcześnie zdałem sobie sprawę, że chcę być jednym z Navy SEALs. Wszystko co robiłem dorastając, było częścią treningu na Navy SEALs. Każdy sport jaki uprawiałem, to czego się uczyłem... Wszystko to miało doprowadzić mnie do Navy SEALs.

- Jak wyglądają 23 lata życia w wojsku?

- Jest bardzo mało powtarzalnośći. Każdego dnia pojawia się coś nowego z czym trzeba się zmierzyć. Otaczają cię wspaniali ludzie, a praca którą wykonujesz sprawia ogromnie dużo satysfakcji. Jesteś non stop w podróży, cały czas jest trening, trening i jeszcze raz trening oraz oczywiście misje, które są ostatecznym sprawdzianem tych ćwiczeń.

Obraz
© Ubisoft | Ubisoft

- A ludzie?

- W takich warunkach, gdy na szali jest twoje życie, tworzą się bardzo silne więzi. To braterstwo zrodzone z ogromnych przeciwności losu. Bardzo niewielu kandydatów przechodzi trening Navy SEALs, więc momentalnie tworzą się więzi z tymi, którym się udało. Zaczynacie polegać na sobie jak drużyna i wiesz, że osoba stojąca obok jest nie tylko niesłychanie uzdolniona, ale też że zrobi wszystko dla ciebie i dla misji. Wszystkich Navy SEALs łączy jedno - całkowity brak umiejętności poddania się. Po prostu tego nie potrafią zrobić. Bez względu na napięcie jakiemu są poddani. Największą siłę pokazują w czasie ekstremalnej męki. Praca ramię w ramię z takimi ludźmi była dla mnie zaszczytem.

- Ciężko jest wrócić po takim czasie, po osiągnięciu celu swojego życia, do bycia cywilem?

- Bardzo, ale jestem gotowy. Moim marzeniem było zostanie jednym z Navy SEALs i gdy się to udało, musiałem zacząć szukać kolejnych celów do osiągnięcia. Szybko stała się nim chęć bycia najlepszym w tym co robię. Teraz, po przejściu do cywila, to zupełnie inna rozgrywka. Są rzeczy za którymi będę tęsknił i takie, których mi nie brakuje.

- Za czym tęsknisz najbardziej?

Za ludźmi. Za tym, że jesteś non stop otoczony przez najbardziej wyjątkowe jednostki jakie poznasz w swoim życiu. Bardzo zdolne, zabawne, inteligentne, zmotywowane, zdeterminowane - nigdy nie poddające się osoby. Za tym tęsknię. Oczywiście w zwykłym życiu również spotykasz takiej osoby. Jednak ja jestem przyzwyczajony do tego, że całe moje dorosłe życie otaczali mnie wyłącznie tacy ludzie.

- A czego Ci nie brakuje?

- Strzelania, skoków spadochronowych... Niektóre z rzeczy, o których kiedyś marzyłem, obecnie już mnie tak bardzo nie podniecają. Teraz chcę się trochę zrelaksować.

- Jak ludzie reagowali na Navy SEALs gdy pojawialiście się w ich kraju?

Czasem rzucali w nas kamieniami i kijami, pokazywali obsceniczne gesty. Innym razem płakali, klaskali i dziękowali. Bywałem też w miejscach, w który na początku reakcje były bardzo wrogie, ale z czasem się zmieniały w pozytywne. Zawsze powtarzaliśmy, że próba zwyciężenia serc i umysłów ludzi jest bardzo ważna.

- Jaki kolejny cel do zdobycia sobie obierasz?

- Mam pięcioletniego syna. Robiłem wiele rzeczy, byłem w wielu miejscach, ale teraz chcę być w domu, obok niego. Bycie ojcem to najfajniejsza rzecz jaką w życiu zrobiłem. Każdy dzień to nowa przygoda.

Braterstwo broni

Fascynuje mnie to, o czym mówi Adam. Ta niemożliwa do zerwania więź jaka łączy ludzi stojących ramię w ramię, ryzykujących życie, wspierających się. Za wszelką cenę. To ciekawe, bo niestety trudne do przełożenia na nasze życie. Ile takich osób mamy wokół siebie? Jak często spotyka nas to w pracy?
W zależności od tego w którą stronę kultury spojrzymy, otrzymujemy gotowe wizerunki żołnierzy. Czasem bezwzględnych, innym razem zniszczonych wojną. Rzadziej skupiamy się na tym, co łączy tych ludzi tak bardzo, że nie nazywają się kolegami czy współpracownikami, ale braćmi.

Źródło artykułu:WP Tech
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (16)